Film jest świetny. Warto przeczytać książkę, żeby dowiedzieć się, jakie naprawdę powinno być zakończenie. W filmie końcówka całkowicie przeinacza sens pierwowzoru literackiego. Domyślam się, że reżyser nie miał wyboru... Takie to były czasy...
Wypowiedź Marka Hłaski na ten temat: 
 
"Rękopis dostarczyłem reżyserowi Czesławowi Petelskiemu, który przyrzekł mi, że zrobi film tak, jak to jest w tej opowieści. Obejrzałem trochę zdjęć i zapoznawszy się ze zmianami, które Petelski porobił, zażądałem zmiany tytułu i usunięcia mojego nazwiska z napisów tytułowych filmu. Zmiany te zostały poczynione na żądanie pułkownika profesora Aleksandra Forda, który w owym czasie był kierownikiem artystycznym tego właśnie zespołu produkcyjnego, w którym pracowano nad "Następnym do raju". Z "Następnego..." można było zrobić dobry film – wypadki samochodowe, bicie po pysku, eksplozję, bohaterce filmu robią się na tyłku odciski, gdyż tak ją tam bez przerwy wszyscy rżną: dobry film dla młodzieżowego widza. Ale Ford zniszczył starannie wszystko, co tam było zabawnego i dziecinnego." 
Jesli to prawda to mistrz Ford wiedzial co robi. Moze pobudki mial ch...owe (a moze wcale nie) - jakby Petelski zrobil ten film tak jak w tym komentarzu to mielibysmy Kłętina Tarantina juz w latach 1950-tych. A tak nie mielismy. I Fordowi i Petelskiemu (i innym tworcom) dzieki, bo powstalo ponadczasowe ARCYDZIELO.
Czesław Petelski twierdził, że jego pokolenie zawdzięcza wszystko PRL-owskiej rzeczywistości, sam był członkiem PZPR od 1945 r. i głęboko wierzył w partyjne założenia. Być może cenzura, a być może od początku takie było założenie reżysera z tym optymistycznym zakończeniem, które niestety ciągnie ten film mocno w dół.