z cyklu: how did you find america? just turn left at greenland..

żuki w krainie wolności i hamburgera, na poprezydenckiej stypie, ogłaszają koniec żałoby i wzniecają witalność stanów zadowolonych jak zawsze powinno być..

z narodzin nowego kina kreatywnie kopniętej na móżdżek ekipki z drew associates squad cinema niewiele tu zostaje, a to co zostaje po latach zupełnie traci na pionierstwie. znamienite głowy, przyspawane do tułowia, spuszczają się nad "muzyką, dzięki której dotyka się boga".

ale dobrze, nie ma co ironizować.

na tym polega postęp: to, co kiedyś było totalnym cinematograficznym pionierstwem jakiegoś leacocka, pennebakera czy roberta franka, obecnie - powycinane, przemontowane i skondensowane do pocztówki pamiątkowej - posłużyło twórcom do konwencjonalnego odtworzenia ustalonego wzorca.

niby fajnie.

nikt dzięki temu zabiegowi nie odkryje na nowo beatlesów, ale może ktoś odkryje What's Happening! The Beatles in the U.S.A. braci maysles?

a przez braci, prawem naturalnej konsekwencji, dojdzie do Primary, do Don't Look Back, do Cocksucker Blues, do Monterey Pop, do Gimme Shelter, i dalej..

(do jamesa benninga, jonasa mekasa i fredericka wisemana!)

słowem: dostaniemy zupełnie inny film, jeżeli tylko sobie na to pozwolimy. oderwiemy oczy od wazy i skupimy je na dwóch twarzach.

spieszmy się kochać filmowców, bo żuki już nie potrzebują kochania.