Film bardzo mi się podobał, wyszłam z kina z szerokim uśmiechem na twarzy-chociaż nie powiem- zauważyłam też pewne zgrzyty i nie wszystko mi do końca grało.
Podobało się:
-groteska i absurd jak się patrzy
-liczne nawiązania do jedynki (np. banana song w innym kontekście, poczekalnia, sznurowanie ust)
-to jak ograno wątek Charles'apomimo braku aktora (nawet animowane wstawki były spoko)
-postać Delii i gra Catherine O'Hary
-Beetlejuice (i szkoda mi było jak go na końcu potraktowano mimo, iz pomógł)
-Plot twist u Astrid (nie będę zdradzać)
-Soul Train:)
Nie podobało się:
-gra Jenny Ortegi- sama postać Astrid też nie
-to, że Lydia wciąz wyglądała i zachowywała się tak samo jak kiedy była nastolatką w jedynce (nawet miała taką samą fryzurę i ciuchy)- zero rozwoju postaci na przestrzeni 36 lat.
-niektóre nowe postaci i ich wątki (Defoe i Belucci) były całkowicie zbędne dla fabuły- zapchajdziury, które odwracały uwagę od głównej historii.
-to jak ucięli fajny wątek z Jeremym (jakoś za szybko poszło, za łatwo i z nienacka)
-to, że nie było Barbary i Adama
Mimo tych paru zastrzeżeń dawno nie wyszłam z kina w tak doskonałym humorze. Nostalgia zadziałała. Groteska została. To był solidny sequel i cieszę sie, że powstał. Teraz trzeba sobie będzie powtórzyć jedynkę.
Mnie cały czas denerwowała Astrid. Siłą rzeczy sama jest odpowiedzialna za własne nieszczęście (mam na myśli wymianę swojego życia z Jeremym). I co? Nico. Nie dostaje nauczki, że przez swój snobizm i egocentryzm (oraz wyraźne mrowienie pewnej dolnej części ciała, bo śliczny chłopczyk rzucił jeden średni komplement i pokazał jej swoją kolekcję płyt). Matka podpisuje cyrograf z antybohaterem, a on żeby działać łamie zasady.Finałem całej akcji staje się to, że pomimo dotrzymania przez Beetlejuica umowy, która wymagała złamania zasad, zostaje ona chamsko anulowana, bo przecież złamano zasady
No dokładnie to mo zgrzytało. Astrid mnie też denerwowała, chociaż twist z Jeremym był fajny- a to że początkowo poleciała na fajnego, przystojnego i oczytanego chłopaka- też prawo młodości i w tym nie ma nic dziwnego.
Ale to jak potraktowali Beetlejuice'a na koniec to było bardzo nie fair i nieładne- bo pomóc pomógł i umowy dotrzymał.
Astrid to była taka typowa naburmuszona nastolatka obrażona na cały świat, a głównie na swoją matkę. Też normalna sprawa w tym wieku. Może z 15 lat temu bym się utożsamiała z taką postawą, ale teraz mnie to irytowało (starość nie radość, młodość nie wieczność).
Seans miałam naprawdę udany.
Nigdy nie byłem fanem jedynki, która sprawiała wrażenie pisanej na bieżąco, jakby kolejne sceny były wymyślane na poczekaniu. Najbardziej irytowały mnie duchy-idioci, którzy umieli zamykać drzwi i ruszać przedmiotami, a jedyne co umieli wymyślić w celu przestraszenia mieszkańców to było zmuszenie ich do śpiewania i założenie na siebie prześcieradeł. Serio? Już pomijam fakt, że nie wiadomo jakim cudem dwa duchy były w stanie kontrolować jednocześnie tak dużo osób przy stole i jak stworzyły te łapy wysuwające się z talerzy? Do tego jeszcze pod koniec filmu przerobiły sobie głowy w straszne gęby - pomysł byłby spoko, gdyby nie to, że... nikt ich nie widzi, oprócz Lydii. Cały film był dla mnie dość bezsensowny. Doceniam pomysłowość i postać Beetlejuica (którego pomimo bycia tytułem filmu było zdecydowanie za mało), ale logika wydarzeń i inteligencja bohaterów... No, słabo. Tymczasem dwójka - zdecydowanie lepiej. Zgadzam się, że postać Belluci była za słabo wykorzystana, ale jej starcie z Dannym de Vito - świetne. Żarty również były o wiele lepsze, a i postać Beetlejuica lepiej i ciekawiej wykorzystana. Jednak mnie również przeszkadzała postać Ortegi, której było trochę za dużo i miała zbyt wiele nudnych miłosnych dialogów, również scena ślubu była trochę zbyt długa i ten dziwny sen po ślubie był raczej niepotrzebny - ale poza tym i tak zdecydowanie wolę dwójkę od jedynki, choć też nie jest doskonała. A, no i czepianie się, że nie było Barbary i Adama - duchy się nie starzeją, więc siłą rzeczy nie mogło ich być, chyba że by ich cyfrowo odmłodzili. Beetlejuice ma silny makijaż i zawsze miał taki "rozpadający się" wygląd, więc po nim nie widać aż tak bardzo upływu lat, ale ich nie za bardzo było jak pokazać.