Powstanie tego filmu można wytłumaczyć tylko żerowaniem na nostalgii dla kasy. Pierwsza połowa niesamowicie się wlecze, a potem na gwałt nadrabiają wątki. Wyszło jakim drewnem jest Winona. Reszta aktorów nie jest nawet warta wspomnienia. Tylko Keaton był sobą, ale i tak było go za mało w filmie, który wymienia jego bohatera z nazwy w tytule i to dwa razy! Burton, podobnie jak Scorsese czy Allen, zamknął się w kółku wzajemnej adoracji, bo wie że czego by nie wyprodukował, to jego klakierzy będą go wychwalać pod niebiosa. Rzadko kiedy jakaś produkcja filmowa wywołuje u mnie takie zażenowanie jak ta. Ten bezczelny product placement, czy ta aluzja do social media czy netfliksa brrrrrrr. Na Teutatesa! Kto to pisał?