Konwencja filmu to istna kalka "Człowiek pogryzł psa", czyli śledzenie poczynań seryjnego mordercy.
Lecz w Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon cała ta konwencja jakoś nie pociąga, film nie jest realistyczny.
Bezsensowne wstawki o Freddy'm Kruegerze czy Michaelu Myersie.
Sam Robert Englund pojawia się w filmie co ukazuje jego, lekkie podejście do materii horroru.
Film może być raczej uznawany za swoisty hołd dla gatunku slasher, choć to hołd nie udany razi po oczach brak klimatu.
Jakiejś jednej postaci która pociągnie całość filmu.
Cały Leslie Vernon nie ma w sobie krzty realnego zła, jest troszkę ekscentryczny a to za mało żeby się go przestraszyć.