Pomimo mojego pozytywnego nastawienia i wielu pozytywnych recenzji, w tym :
http://quentin.blox.pl/2007/04/Behind-the-Mask-The-Rise-of-Leslie-Vernon.html
http://horror.com.pl/filmy/recka.php?id=1463
film okazał się... rozczarowujący.
Wiele mówi się o świeżości jaką ten film wniósł do tematyki slashera. mówiono o geniualnym podejściu do tematu. Hmm czy ta ocierająca się o geniusz świeżośc ma polegać na wykorzystaniu poetyki kręconego z pierwszej ręki dokumentu? Jeśli tak to przypominam, że ten element pojawił się już w "Krzyku" (o "Blair Witch Project" nie wspomnę), czy jednym z odcinków z "Archiwum X". Powiem konwencja reportażu to jeden z najbardziej oczywistych tematów do tzw. "nowego podejścia".
Do tego wykorzystano wszystkie "reportażowe" schematy, takie jak uśmiechy politowania ,pozorne skrępowanie, wybuchy "niekontrolowanej radości", nienadżżającą kamerę...
Tu należało wspomieć o grze głównego bohatera granego przez Nathana Baesela. Zupełnie nie rozumiem zachwytów nad jego grą. Była ona w najwyższym stopniu przerysowana, nieodpowiednio zagrana i irytująca tak bardzo, że odbierała mi całą przyjemoność oglądania.
To na czym opierać się miała fabularna siła filmu to "zdemaskowanie" typowych schematów slashera. Tylko do kogo ta demaskacja miała trafić?
Ktoś nieobeznany w temacie nie wyczuje wszystkich przedstwaionych motywów. Z kolei wielbiciel slasherów musiał wcześniej zastanawiać się nad tymi zagadnieniami i zapewne musiał dojść do podobnych (albo i lepszych) wniosków wcześniej. Nic nie jest więc w stanie go tu zaskoczyć.
Dodatkowo przejście w ostatnich 30 minutach na trajektorię zwykłego slashera jest co najmniej nieudane. Z jednej strony zrealizowane w sposób zbyt pospieszny, aby kogoś przestraszyć. Z drugiej bohaterowie mimo, że znają cały scenariusz Lesliego, dostosowują się do niego. A mogliby wykorzystać najlepszą radę, czyli biec przed siebie nie oglądają się za siebie.
Nie powiem, aby "Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon" było dziełem przełomowym dla slashera, tak jak to było w przypadku "Krzyku" - dzieła o kilka długośći ciekawszego, inteligentniejszego i sprawniej zrealizowanego (no cóż może doświadczenie Cravena zrobiło swoje). Nic więc dziwnego, że "Behinde..." nie zrobił takiego poruszenia jak to było w przypadku "Krzyku" i nie byłoby wstanie odswieżyć tematyki slashera nawet jeśli ukazałby się przed dziełem Cravena.
Jednocześnie jednak moje obawy, że być może "Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon" wpedzi cały gatunek w sytuację "zjadania własnego ogona" okazał się bezpodstawny. Zbyt słaby był to kaliber, aby zabić gatunek, który... zawsze wstaje.