Zacznę od oceny: uważam, iż film był rewelacyjny (9/10)... Co prawda było kika niepotrzebnych scen, ale za to fabuła jak i aktorstwo stały na wysokim poziomie... Film potrafi poruszyć... i to bardzo...
Teraz pytanie: w jakim stopniu cała sprawa z dziewczyną Bena miała miejsce w jego wyobraźni, a w jakim działa się naprawdę?? Czy on naprawdę poznał w tej grze swoją dziewczynę?? Jeśli tak, to czy ich spotkanie było prawdziwe?? Końcówka wyklucza możliwość, w której Scarlite spędza czas ze swoim "bohaterem z gry"... Istnieje jedynie możliwość, że naprawdę jechał z nią w pociągu, a potem - gdy chciał popełnić samobójstwo - obudził się w nim instynkt ["dzięki" autyzmowi przybrał "formę osobową"], który rozwinął poprzez grę [moja teoria]... Z góry dzięki za odpowiedź
PS Tekst może i z drobnymi błędami, ale powinien być zrozumiały;)
Witam.
Dziewczynę poznał naprawdę jednak nigdy się nie spotkali... To znaczy on widział ją na stacji jednak za klasyczne "spotkanie" uznać tego nie sposób.
Wszystko od momentu próby samobójczej jest już tylko wytworem jego wyobraźni. Bardzo ciekawym wytworem, trzeba dodać.
Właśnie skończyłem oglądać ten zajebisty film!! Jestem pod wielkim wrażeniem pracy reżysera a także gry aktorskiej. Zaraz po filmie zadałem sobie to samo pytanie co Ty i popieram Twoją wypowiedzi w 100% jak by Scarlite nie występowała po próbie samobójstwa a jeszcze gorzej nie istniała by w realu to prawdziwe życie Bena było by naprawdę smutne a tak przynajmniej widzimy go naprawdę szczęśliwego...
Pozdro
PS. to mój 1 post na filmweb - więc proszę o wyrozumiałość:)
Cieszę się, że film Ci się spodobał... życzę dalszego, pomyślnego użytkowania na forum filmweb;D Pozdrawiam
Film świetny, ja mam z kolei pytanie . Wyprawa Bena z rodziną w rejs statkiem i jego skok za burtę ... i dalsze wydarzenia , nie były wytworem jego wyobraźni? Poprosił o to rodziców , bo chciał w ten sposób innym przekazać pewne rzeczy ? Tak?
Tak.
Swoja drogą serio myślałem, że się zabił... Bardzo mi się spodobało to, że rodzice pomogli mu w tak ciężkim przedsięwzięciu - chyba nareszcie zaczęli go choć trochę rozumieć.
Mnie jak z początku skoczył za burtę też się wydawało , że to koniec...
Potem jednak , jak był pogrzeb i jak w kościele się nagle wyłonił , trochę się nie mogłam połapać , ale zrozumiałam o co chodzi , a sam koniec jak był z tym koniem i z mamą... i muzyka , aż mi łzy poleciały. Żył.