Szczerze pisząc, spodziewałem się dużo gorszego filmu. A tak otrzymałem naprawdę przyjemną animację, z dobrze nakręconymi scenami akcji, charyzmatycznymi bohaterami i scenariuszem naznaczonym ogromną ilością sztucznego patosu. O dziwo, pasuje on tutaj idealnie i nie razi w oczy. Tym bardziej, że reżyser nie ugrzecznił tej opowieści i wkradł dosyć sporo brutalnych scen, a scenarzyści dodali sporo humoru. Oczywiście, jak to u Zemeckisa, obsada składa się z samych znanych gwiazd, przez co zobaczymy tutaj animowane wersje Raya Winstone'a (niestety zawiodę fanki - mimo, że koleś przez połowę filmu biega bez majtek, to jego kuśki nie zobaczycie :( :P ), Anthony'ego Hopkinsa, Johna Malkovicha, Brendana Gleesona (wyglądający tutaj niczym członkowie Amon Amarth), Angelinę Jolie (w sumie nic tutaj nie pokazującą poza dupą i cyckami) i wyjątkowo irytującą Robin Wright Penn. Animacja daję radę jeśli chodzi o twarze bohaterów, natomiast otoczenie nie wygląda już tak dobrze (myślę, że Pixar zrobiłby je dużo lepiej), np. taki nalewany miód wygląda wyjątkowo sztucznie. Muzyka jest strasznie pompatyczna, piosenki irytujące (poza tą sprośną, ma przefajowy tekst :) ), a historia taka se. Nie jest to niestety nic więcej niż niezła animacja, a uważam, że po reżyserze "Forresta Gumpa", współscenarzyście "Pulp Fiction" i autorze książki "Amerykańscy bogowie" można było spodziewać się więcej. 6/10