Drugi raz właśnie lub trzeci obejrzałem ten film i trochę stracił w odbiorze, bo też minęło zaskoczenie i człowiek przywykł do "mistycyzacji" kina akcji charakterystycznej dla serii "Bez litości". Aktorsko mocnym punktem oprócz Washingtona
jest tu jeszcze Marton Csokas, który jest irytujący i złowrogi niczym Brunner kontra Kloss.
Rzadko to robię, ale zacytuję jedną z recenzji użytkowników, bo trafnie ujmuje fenomen tego filmu i następnych:
"...Fuqua i spółka dopieszczają formę do granic możliwości, nie popadając jednocześnie w parodię. Odpowiednie wykorzystanie spowolnień, niezwykle bliskie ujęcia, fantastyczne oświetlone sceny walk nadają oklepanym postaciom i wydarzeniom nowy, wręcz mistyczny wymiar (...)" [autor: Roy_v_beck]