Film rewelacja, ale spodobał mi się nie tylko nieoklepany i niesparodiowany wątek romantyczny, lecz także relacje na linii Sam-Jonah. A zwłaszcza scena na Empire State. Typowy, za przeproszeniem patologiczny śmieć opi***oliłby syna za ucieczkę na drugi koniec kraju (i to tak ogromnego), a Sam? "A gdyby coś ci się stało? Gdyby ciebie zabrakło? Kto by mi został? Czy aż tak nawaliłem?!". Ja nie mówię, że dzieci powinny być bezkarne-trzeba je w końcu wychować, a nie uchować. Jednak mimo to... piękne i wzruszające.