Ujdzie ta pseudometafora, ale bez ekscytacji. Połowa scen erotycznych była bezsensowna i bez tego film, jego klimat, był niewygodny. Oczekiwałem merytorycznie czegoś bardziej w stylu Ligthhouse, a dostałem film-frankenstein posklejany ze zlepków obrazków seksualnuch, absurdów i pseudofilozofii, po ożywieniu przez prąd w gniazdku. Gra aktorska - bardzo dobra, trochę teatralna w tym dobrym znaczeniu. Nadal 4 w skali 10.