Rozumiem rozgoryczenie kobiet i w ogóle chęć emancypacji w XXI wieku, ale to co się w filmach wyrabia to już jakaś paranoja. Myślałem, że tylko w Netflixie w każdym filmie to kobieta jest szefem, to kobieta dowódcą brygady szturmowej, to kobieta ratuje ciptowatego mężczyznę z opresji w kopalni itd. Tymczasem moda na takie siłaczki przechodzi do multipleksów. W tym filmie dałem jedynie 5 bo owszem sceny seksu fajne, gdyby nie to, że dali samych obleśnych dziadków, sceny widokowe ładne i ciekawe ale to tylko efekt komputerowy, zaś fabuła... Dno. A dokładnie robią z mężczyzn ciamajdy, niedorajdy życiowe, a kobiety zaradne, sterują wszystkim i tylko one zdolne osiągnąć zen duchowy.