Poor Things (2023) Oscary 2023 - nominacje - film, reżyser, aktorka pierwszoplanowa Emma Stone (wygrana), aktor drugoplanowy Mark Ruffalo, scenariusz adaptowany, zdjęcia, montaż, muzyka, scenografia (wygrana), kostiumy (wygrana),charakteryzacja (wygrana). Grecki reżyser Yórgos Lánthimos stał się głośnym nazwiskiem dzięki filmowi "Kieł". Obraz ten ukazywał okrutny eksperyment rodziców izolujących całkowicie dzieci od świata zewnętrznego, z socjopatyczną pasją całkowicie odrealniających ich od rzeczywistości choćby uczeniem słów w zupełnie innym znaczeniu semantycznym niż je rozumiemy. I napiszę szczerze wprowadzenie i rozwinięcie półgodzinnego prologu w czerni i bieli, nasuwała myśl, ze mamy tu wariację na podobny temat tyle, że dużo bardziej bogatą wizualnie z wpompowanym odpowiednio we wszelkie technikalia budżetem. Bardzo sceptycznie podchodzę do filmów tego reżysera. Takie tytuły jak Lobster, czy Zabicie Świętego Jelenia z tworzeniem szokujących, dysfunkcyjnych wizji alternatywnej rzeczywistości odbierałem jako narcystyczną próbę zwrócenia przez quasi oryginalność na siebie uwagi w morzu bliźniaczo podobnych scenariuszy. Ale zdarzyło się po drodze, że pokazał się jako twórca kina nazwijmy to, tradycyjnego. I to jakiego! "Faworyta" to jeden z najbardziej wysmakowanych obrazów współczesnego kina, ze świetnym aktorstwem, wciągającym scenariuszem i porażającym bogactwem wizji, gdzie smakosze barokowego malarstwa myślę, że mogą przeżywać rodzaj mistycznego orgazmu dla oczu. I tylko dlatego, mimo, że raczej nadzieje miałem płonne, film oglądałem dalej. I im dalej, tym coraz bardziej moje lekceważąco - nużące podejście ulatywało. Lanthimos jest perfekcjonistą w tworzeniu swoich wizji. Kadrowanie, zdjęcia, łączenie technik filmowania, miks zdjęc kolorowych i czarno białych, oszałamiające intensywnością obrazy wygenerowane komputerowo i poprzez dekoracje gdzie dostajemy melanż art deco w stylu Gaudiego z pseudonaukowym postępem z profetycznych wizji Julesa Verne, są zwyczajnie prawdziwym opium dla oczu. Dla mnie ten film można oglądać kilka razy dla samych detali, którymi się iskrzy i mam wrażenie, że Lanthimos inspirował się wyraźnie przebogatymi w szczegóły dziełami kolegi po fachu, Wesa Andersona. Obraz miast, Lizbony, Paryża czy wycieczkowego parowca jest jak najpyszniejsza uczta dla zmysłu wzroku. Lanthimos nie zaniedbuje żadnej materii. Jeśli mamy muzykę to pokazuje nam przedziwne instrumenty generujące pierwotne dźwięki, w takt, których dostajemy arcyudaną scenę absurdalno hipnotycznego tańca. Charakteryzacja Willema Dafoe to fantastyczne połączenie klasycznego kinowego Frankensteina w wykonaniu Karloffa ( zreszą do tego filmu mamy nawiązanie z ożywianiem martwej materii prądem ) z kanciatą twarzą Hellboy'a. Dodajmy do tego frenetyczno-makabryczne sceny z prosektorium i prześmieszną rolę dyżurnego Marvela w roli Hulka ( zasłużona nominacja ) Marka Ruffalo. Wszystko to upchane w jednym filmie dawało by zgrzyt ale nie u Lanthimosa. Zręcznie lawiruje by dawkować to w taki sposób byśmy nie czuli przesytu. Raz jedynie według mnie, tak jak to lubi, przeszarżował sceną w burdelu, uczenia małoletnich synów co robi się z kobietą. Ale w kontekście całości filmu - ma to sens. Ten film bowiem to jeden z najlepszych feministycznych głosów ostatnich lat. Ukazanie przez pryzmat losów głównej bohaterki z przeszczepionym mózgiem własnego dziecka, uczącej się życia w świecie mężczyzn widzących rolę kobiety li tylko jako dawczyni rozkoszy, która nie może mieć swojej woli, ma niesamowitą siłę rażenia, przy której "Barbie" to jedynie błyskotliwa wydmuszka. Emma Stone gra znakomicie, jej progresja w przechodzeniu od osobowości dziecka po świadomą swych praw personę przykuwa uwagę ale dla mnie jednak nie przebija majstersztyku jaki zaprezentowała w "La La Land" (scena przesłuchania do roli). Podsumowując, z wszystkich obejrzanych dotąd oscarowych produkcji zdecydowanie najlepszy film. Świetne kino. Na pewno nie raz do niego wrócę.