obejrzane (piszę do bez przekąsu) z niekłamaną przyjemnością. To co może przeszkadzać, to fakt, że wszystkie dziwa ją zaludniające mają garby po słusznej stronie tzn. takiej, która zadowoli zapewne grupę trzymającą nagrody. Mały zawód na końcu filmu wynika z podrzucania tropów mających prowadzić do odkrycia dzieła sztuki artystycznej: surrealistyczna scenografia, archetypy Boga Ojca Stwórcy i Niewinnej, forma przypominająca powiastkę filozoficzną i prowadzącej w ślepy zaułek z zakończeniem zależnie od interpretacji i woli albo łopatologicznym, albo po prostu komiksowym wejściem Cruelli. Humor wierny tradycji Dyla Sowizdrzała, dla niekórych, nie dla mnie, zapewnie nie do przyjęcia. Jeśli by przyjąć , że film jest jednak manifestem ideologicznym to prezentowany w nim feminizm pachnie męskim protekcjonalizmem.