Niemiecko - Austriacki film „Rabuś” („Der Räuber”) Benjamina Heisenberga opowiada o Johannie Rettenbergeru (postać autentyczna, zagrał go świetnie Andreas Lust) biegaczu wygrywającym kolejne maratony, a zarazem napadającego na banki. Umiejętności lekkoatletyczne wykorzystuje do „zaliczenia” kilku placówek w ciągu jednego dnia i szybkich ucieczek przed policją.
Słowa "oparte na faktach" robią wrażenie, ale film mimo iż nie jest zły, to dla mnie przez dłuższy czas jego trwania, był po prostu nudny. W dodatku zastanawiam się po co zabił w momencie, w którym zupełnie nic mu nie groziło i kiedy mógł spokojnie wybrnąć z tej sytuacji w inny sposób. A tak, jak gdyby na własne życzenie, zniweczył cały swój trud. Może śmiesznie to zabrzmi, ale wyszedł w moich oczach na kleptomana, którego nie interesowały pieniądze, a tylko sposób i kolejny stopień trudności, w jaki je zdobywał. Film jako całość dla mnie 5/10
Nie wiem czemu tak niska ocena, dla mnie dobre, porządne, niemieckojęzyczne kino. U nich raczej nie ma co się spodziewać wytrysków jak w 'super' kinie akcji zza wielkiej wody. Z własnego, niewielkiego doświadczenia wiem, że kino niemieckie/austriackie może nużyć, nudzić i męczyć. Ja sobie cenię sposób w jaki oni przedstawiają świat - zawsze bardzo przyziemnie, przesadnie i do bólu realistycznie (mam taką swoją kategorię gdzie umieszczam takie film, tzw. 'film o życiu'), wręcz można odebrać to jako drętwotę. Dla mnie rewelacja.
Dałbym 8,5 ale nie ma połówek, więc zaokrągliłem w górę ;) ze względu na świetną grę aktorską odtwórcy głównego bohatera i klimat w jakim utrzymany jest film.
Jak to dlaczego zabił? Mówi do gościa "spadaj" a ten lezie za nim i nawija jak nakręcony. Jeszcze zanim go uderzył, wiedziałem, że to zrobi, bo sam miałem ochotę przywalić natrętowi, więc się wcale nie zdziwiłem. A Ty nie?
To, że ktoś gada za dużo, to nie powód, by kogoś zabijać, koleś miał ewidentnie coś z głową, skoro nie potrafił znieść upierdliwego głosu drugiej osoby.
Film jest oparty na faktach, ale Johann Rettenberger wydaje się być mniej brutalną wersją pierwowzoru, Johanna Kastenbergera, który miał dużo więcej na sumieniu.
Reżyser dość luźno potraktował fakty i pierwowzór postaci, stworzył dość ciekawe i surowe kino, ale brakuje w filmie napięcia, widzowi też trudno się utożsamić z głównym bohaterem i jego motywacją.
Z tego co sobie przypominam to sprawca został postrzelony śmiertelnie przez policję.