"Billy Elliot" nie byłby tak autentyczny i wzruszający, gdyby nie przekonujący nadwyraz Jamie Bell. Świetna, godna nominacji do Oscara rola tego chłopaka uczyniła z tego filmu prawdziwie realistyczną historię o dorastaniu, marzeniach i prawdziwej, nieskażonej pasji. Przykład na to, że nawet w kiepskich warunkach życiowych może objawić się talent, jaki nieczęsto spotyka się nawet w sferach wyższych. Ale i pozostali aktorzy sprawili się co najmniej dobrze; i Julie Walter jako cierpliwa nauczycielka i Gary Lewis w roli zrozpaczonego sytuacją rodziny ojca. Oraz młodsi, dużo mniej doświadczeni aktorzy - czyli mówiąc krótko - dzieci w rolach dzieci. Ten film ma w sobie więcej życia i wigoru niż kilka hollywoodzkich produkcyjniaków razem wziętych. Choć może jego finał jest zbyt przesłodzony. Niemniej rzecz godna zobaczenia, może nawet wielokrotnego.