Patrick Marber a za nim Mike Nichols przyglądają się z bliska współczesnemu człowiekowi. Wyniki ich inspekcji są przygnębiające: człowiek współczesny stał się samotną wyspą. Na przykładzie czwórki bohaterów udowadniają, że bliskość między dwoma osobami jest dzisiaj niemożliwa, ponieważ jednostka nie jest w stanie dostrzec drugiego człowieka. Obcy są tylko lustrami, przed którymi się przeglądamy, których odbicie kształtujemy według własnych potrzeb, fantazji. Przykład: mężczyzna idzie do pracy, zauważa dziewczynę... i zakochuje. Inny przykład: kobieta przeczytała książkę, spodobała jej się... i zakochuje się w autorze. Ci ludzie nic o sobie nie wiedzą, nie znają się zupełnie, a jednak obdarzają się uczuciami, które wymagają intymności, bliskości, zrozumienia. Obserwujemy bohaterów dalej. Okazuje się, że nie próbują poznać siebie nawzajem. Żyją w świecie fantazji, które urzeczywistniają chodzące i oddychające manekiny, niczym opakowania, które trzeba wypełnić uczuciami. Rozmawiają ze sobą, lecz się ze sobą nie komunikują. Słowa stają się materiałem do budowania kolejnych fantazji, kolejnych iluzji. Kłamstwo jest prawdą, prawdzie zarzuca się fałsz. Liczy się tylko "ja": ja kocham, ja nienawidzę, ja przebaczam, ja cierpię. Druga osoba jest koniecznością, którą trzeba ścierpieć. Choć i kontakty najbardziej intymne mogą już się odbywać bez wzajemnej, bezpośredniej obecności.
Świat bohaterów "Bliżej" to świat narcyzów, zapatrzonych w siebie, niezdolnych wyjść poza własne ego nawet wtedy, kiedy dobrze zdają sobie z tego wszystkiego sprawę. Ich samoświadomość pozwala im lepiej manipulować rzeczywistością, w świecie kłamstw są mistrzami iluzji. Świat "Bliżej" jest także światem mocno spolaryzowanym. Kobiety to albo dziwki albo dziewice, mężczyźni to albo wojownicy albo poeci. Ludzie schwytani są w tę pułapkę dualizmów i miotają się od jednego bieguna do drugiego.
Po flircie z telewizją Mike Nichols powrócił do kina. I zrobił całkiem dobry film. Nie do końca udało mu się uciec od scenicznego pierwowzoru. Jednak tak sprawnie teatralność ukrył, że wręcz stało się to zaletą. Dzięki temu wzmocniona została gra aktorska. To Julia Roberts, Natalie Portman, Jude Law i Clive Owen na swych barkach niosą cały ciężar tego przedsięwzięcia. I robią to wielce udanie. Są tak dobrzy, że z wielką chęcią obejrzałby ich grę na deskach teatru. Są prawdziwi, namiętni i rozdarci. Zupełnie nie przypominają narcyzów, jakimi przesycona jest sztuka. Owen genialny jest w swej surowej, pierwotnej męskości, której nie obce są jednak finezyjna sztuka podchodów. Portman lśni w swojej najbardziej dojrzałej roli. Law, który Danielowi nadał cechy prostoduszności i łatwowierności jako elementy strategii wabienia samic. I Roberts, której Anna poddaje się miłości tylko po to, by udowodnić to, co chce, by prawdą było.
Bez tej czwórki film wiele by stracił. A tak powstał zgrabny, inteligentny i zupełnie niezły filmy.
Recenzja skrojona równie zgrabnie jak film...pełne correspondance.
Bardzo mi się podoba.
I ta końcowa powściągliwość oceny! Bene, bene!
Gratuluję i pozdrawiam.
Sorry stary... ale Ty chyba inny film ogladales. I nie zlapales o co w nim chodzilo.
To byl film o zdradzie, wybaczaniu, prawdzie i kłamstwie w miłości, związku.
A nie k.. o jakichs "dualizmach", "narcyzmie" i "samoświadomości".
torne...
Niesamowite.. ale Twoje podejście do kina jest bardzo podobne do mojego... :)
Z przyjemnością czyta się Twoje recenzje.. i zawsze są wyznacznikiem jakości (przynajmniej dla mnie.. )
Witam! Podoba mi się Twoja recenzja, jednak rozumiem, że film Cie nie powalił skoro nie znalazł się nawet w Twojej 40 ulubionych!? Ciekaw jestem, dlaczego znalazł się tam "Pamiętnik" i oczywiście "Czasem słońce, czasem deszcz", który dla mnie był "jedynie" dobrą zabawą.
I jeszcze jeden drobiazg, zastanawia mnie co oznacza w Twojej opinii "flirt z telewizją Mike'a Nicholsa";). Oglądałeś może "Dowcip"? Ciekaw jestem Twojego zdania na temat tego "telewizyjnego" filmu. Słowo "flirt" mi tutaj bardzo nie pasuje... Pozdrawiam!
Witaj!
Rzeczywiście zabrakło dla "Bliżej" miejsca na liście, jak i dla wielu innych dobrych filmów, bo też "Bliżej" jest jak najbardziej filmem dobrym. Jednak nie aż tak dobrym (po części dlatego, że odwołując się tematycznie do "Kto się boi Virginii Woolf?" nie miał na mnie tej samej siły oddziaływania).
A dlaczego znalazły się tam inne filmy?
"Pamiętnik" znalazł się wysoko, ponieważ kupiłem tę opowieść o wiecznej miłości. Czasem bywam romantykiem, a filmów inteligentnych opowiadających o temacie tak wyświechtanym jak miłość jest zaskakującą mało.
"Czasem słońce, czasem deszcz" to z kolei film, który przypomniał mi, czy była idea kina u jego narodzin - wielkim radosnym widowiskiem, świętem mającym zachwycać gawiedź. Film ten udowadnia, że kicz nie musi być wcale czymś zły, lecz wręcz przeciwnie - może prowadzić do szalonej zabawy, gdzie nie rozum się liczy a emocje.
Pisząc 'flirt' miałem na myśli "Aniołów w Ameryce", których nie cenię (w twórczości Nicholsa) zbyt wysoko. Natomiast "Wit" to zupełnie inna para kaloszy. Choć wyprodukowany na potrzeby HBO, dla mnie jest to kino pełną gębą. To jedno z najlepszych dzieł Nicholsa, gorsze może tylko od wspomnianego już "Kto się boi Virginii Woolf?". To przejmujące studium umierania, stworzone na potrzeby jednego aktora (a raczej aktorki). Trudno pozostać obojętnym, kiedy ogląda się powolny rozkład, degradację i całkowitą bezwolność w obliczu Śmierci, nawet jeśli przebywa się w sterylnym środowisku medycznym.
rozumiem, że z żadnym z "narcyzów" nie jesteś się w stanie zidentyfikować?
właściwie czego filmowi brakowało? nie jest wiarygodny? nic ciekawego nie mówi o wspołczesnych związkach? nietrafnie czy w zbyt uproszczony sposób przedstawia sytuacje, bohaterów? osobiście uważam, ze jest najbliższy prawdy o tym, co obserwuję na co dzień i czego sama doświadczam. jednocześnie jestem daleka od oceniania bohaterów, ich pobudek czy nawet osobowości, nie widzę ani tak wyraźnej polaryzacji ani dualizacji, nie uproszczę ich świata tak jak Ty. chociaż bardzo bym chciała, może i mi byłoby lżej.