Niewątpliwie świetnie zagrany - zwłaszcza przez parę Portman-Owen, rozumiem tez o jakim uwikłaniu emocjonalnym ma to być film, doskonały jest też koniec - Law przychodzi na cmentarz ( tak chyba to miejsce należy nazwać ) tam się orientuje ze imie i nazwisko ukochanej jest fantomem i dodatkowo mamy podwójną klamrę kompozycyjną w filmie - cmentarz i wypadek na światłach. Czy Portman po raz drugi wpadła pod samochód i jak się to skończyło? Na to pytanie nie znajdziemy odpowiedzi - może tylko jakieś sugestie. Plusów jest więcej ale jeszcze wiecej minusów - scena w której Law zakochuje się w Roberts zupełnie nie przekonuje, podobnie sposób w jaki Roberts poznaje Owena ( oczywiście scena czatowania to arcydzieło ) ale jej pointa jest wątpliwa. Co ich do siebie popchnęło? Nie wiadomo. Generalnie mój zarzut to słabe uprawdopodobnienie niektórych faktów i zachowań postaci. One po prostu są i spadają z nieba. Czemu tak działają - odgadnij sobie widzu. Ja wyszedłem z kina z bolesnym brakim. Pozdrawiam.