Kompletnie nie rozumiem skąd te wszystkie zachwyty nad de Armas w tym filmie. Ta aktorka może i nawet nieźle opanowała granie w ogóle, ale jednak - moim zdaniem - MM z niej żadna. Tu nawet nie chodzi o to, że to zupełnie inny typ urody, po prostu w tym filmie, w jej grze nie ma próby oddania "tego czegoś" co miała w sobie Monroe i to mnie raziło w każdej scenie. Meryl Streep w obecnym wieku zagrałaby to bardziej przekonująco.