Bardziej komedia niż horror. Cztery historyjki: 1) o pechowym zawodowym mordercy 2) o mężczyźnie, który pragnie walczyć u Napoleona i ma mu w tym pomóc magiczna moneta 3) o chciwym biznesmenie zamkniętym we własnym sejfie wraz z duchem, który go nawiedza 4) o mistrzu sztuk walki z klasztoru Shaolin, który łamie reguły. Film zrobiony tanim kosztem, ale dosyć zabawny i przewrotny. Nieco czarnego humoru, ale makabry praktycznie nie ma, co dziwi, gdyż kolejny horror Joela M. Reeda "Bloodsucking Freaks" to już klasyka nurtu eksploatacji. "Blood Bath" nie zawiera praktycznie żadnej krwawej łaźni i ani krztyny nagości.
Seans numer dwa.
Sporo czarnego humoru i kilka zaskakujących rozwiązań akcji, acz widać, że "Blood Bath" (1976) Joela M. Reeda został zrealizowany bardzo skromnymi środkami. Motywem przewodnim tego horroru zdaje się być powiedzenie kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Z ciekawostek podam, że podobno Sylvester Stallone przybył na casting do Reeda, ale reżyser zgubił jego ówczesne cv. Fantastycznie beznadziejna choreografia walk kung-fu w czwartej historyjce. Stwór w końcówce "Blood Bath" przypomina odrobinę mutanta Three Fingers z serii horrorów "Wrong Turn". Reasumując, rarytas dla wielbicieli horrorowego kiczu.