Chyba nigdy nie widziałem tak przepięknie nakręconego filmu. Każdy kadr wydaje się być
przemyślany i zaplanowany. Fotograficznie powala z nóg. Scena z graniem na ukulele
przed sklepem - mistrzowska! Ciemna większa sylwetka dominuje i pozostaje w kontraście
do mniejszej i oświetlonej postaci Cindy i mimo wielkości wydają się być równi w kadrze.
Czy scena początkowa, w autobusie, na moście brooklyńskim (hipstersko, hehehe).
Naprawdę trudno jest także tak dobrze operować kolorem, w większości filmów jest po
prostu realistycznie, w blue valentine bodaj żadne ujęcie nie hałasuje barwą, wszystkie są
stonowane, dobrane tonalnie do uczuć panujących w danej scenie, po prostu - bomba!