Atmosfera panująca w małżeństwie głównych bohaterów wgniata w glebę.
Brak komunikacji - coraz rozpaczliwsze próby ratowania związku przez faceta,
rozbijają się o mur milczenia. Żona chyba właściwie sama nie wie czego
chce. Wie tylko że jest nieszczęśliwa i przyczyny tego nieszczęścia dopatruje
się w oddanym jej mężczyźnie. Zamiast konkretów, wypowiada nic nie
wnoszące ogólniki (powinien "realizować potencjał"). Gdy w końcu dochodzi
do rozstania, jedyne co ma mu do powiedzenia to że dłużej tego nie zniesie.
Chociaż właściwie nie wiadomo o co chodzi. No przynajmniej ja nie mogę
zrozumieć czego ona właściwie nie mogła znieść, skoro facet ją kochał i
szanował, zarabiał pieniądze i był dobrym ojcem?
Czy to u licha nie jest ta, tak rzekomo pożądana przez kobiety dojrzałość?
hmm.. mam sporo "ale" do Twoich rozważań ;) Po pierwsze wydaje mi się że Dean wcale nie był tak dobrym ojcem. Był raczej "kolegą" dla swojej córki, a przecież w byciu rodzicem nie tylko o to chodzi? Trzeba umieć też dziecko skarcić a w jego wykonaniu rodzicielstwo to była wieczna zabawa z Frankie i cały ciężar wychowawczy spadł na Cindy. Po drugie można było wywnioskować że nadużywa alkoholu. Po trzecie jego praca.. myślę że w tym "potencjale" chodziło właśnie o to że stać go na coś więcej niż tylko przeprowadzki i piwo przed pracą ale komunikacja między małżonkami była naprawdę fatalna....
Niedojrzałość w moim odczuciu buduje fakt, że Dean ożenił się z kobietą i był ojcem dla nie swojego dziecka, sam powtarzał że nie planował małżeństwa ani ojcostwa "ale tak wyszło". Oboje tego nie przemyśleli a konsekwencje najdotkliwsze ponoszą oczywiście dzieci.. scena kiedy Frankie nie chce puścić ojca ......