Obydwie role pierwszoplanowe to mistrzostwo świata! Reżyserie też świetna! Mimo spokojnej narracji zdarzają się sceny które mają sobie taką intensywność emocji, że wystarczyłoby ich na parę innych produkcji ( scena w szpitalu, scena gdy Pijany Dean przychodzi do pracy Cindy ). Nie sposób nie wspomnieć o wspaniałej muzyce i dostajemy rewelacyjny obraz o ulotności uczucia. Bardzo naturalistyczny film, który niesie ze sobą bardzo smutne przesłanie. Polecam!
Ja też tak to odebrałem. Intensywność emocji, jakie budzi "Blue Valentine" u osób z pewnym bagażem doświadczeń w związkach można porównać chyba tylko z "Revolutionary Road". Cieszę się, że na ten film trafiłem, choć niektóre sceny i obrazy wracają potem, jak nocny koszmar.
Dobry temat do zażartych dyskusji w gronie męsko-damskim. Na szczęście nie jest to takie proste, że kobiety utożsamiają się zawsze z Deanem, a kobiety z Cindy, por. z recenzją na blogu mojej kumpeli:
http://kinofil.pl/blue-valentine-2010-bolesnie-o-koncu-milosci/