Cieszę się, że kilka dni temu zrobiłam rewatch świetnego Wielkiego Piękna, ponieważ po seansie Bogini Partenope na pewno bym do niego nie wróciła.
Jak na ponad dwugodzinny film, to w Bogini.. jest mnóstwo rozpoczętych i niedopowiedzianych wątków. Tematy potraktowane po łebkach się mnożą, widzowie dostają zajawki problemów okraszone przedziwnymi, oczywiście mocno filozoficznymi dialogami. Można byłoby poświęcić trochę ekranowego czasu na rozwinięcie tych historii, czy zbudowanie bohaterów, którzy składają się z krwi i kości, a nie tylko z filozoficznych cytatów, ale wtedy mogłoby zabraknąć czasu na cycki, prawda. I to jest mój największy zarzut wobec tego filmu - że traktuje swoją główną bohaterkę nieuczciwie.
Bo widzicie, to że trzecioplanowy bohater mówi nam, jak jest Partenope, a przecież my widzimy, że jest zupełnie inna jest nie fair i jest zagrywką w stylu „okej może się widzowie nie zorientują”. To że bohaterka uwikłana jest w wątki powszechnie odbierane jako „feministyczne i wyzwolone” nie usprawiedliwia pokazywania jej na ekranie w zdjęciach soft porno. A na potwierdzenie tego co piszę jest fakt, że jedyne nieuwikłane w erotyczne wątki postaci to gej i zmurszały starszy pan. Wiecie, kobieta ma w życiu dwie drogi, albo być ładną i głupią, albo skończyć studia z wyróżnieniem.
Raz miałam nadzieję, że oto za chwilę, w nizinach społecznych Neapolu rozpocznie się ten film naprawdę i naszej syrenie Partenope wyrosną nogi, a na ekranie pojawi się jakieś kinowe „mięso”, ale nie. Droga, którą Partenope przemierza z Roberto również prowadzi do polucji nocnych starszego pana.