David Ayer w mistrzowskiej formie. „End of Watch” to wydestylowana esencja jego najlepszych filmów - szorstka rzeczywistość amerykańskiej ulicy, męska przyjaźń, realizm, humor idący pod ramię z tragedią. Film to czystej krwi bromance. Jake Gyllenhaal i Michael Pena to najlepszy aktorski duet tego roku, chemia pomiędzy nimi aż tryska na ekran. Przez większość filmu po prostu bujają się po LA, wysył
ani przez dyspozytornię w różne miejsca, w międzyczasie wygłupiając się, paplając o życiu i pierdołach, niewąsko przy tym kozacząc. Ogląda się to z ogromną przyjemnością i nie miałbym nic przeciwko, gdyby film był tylko o tym.
Ayer jakkolwiek rozkochany w swoich bohaterach, nie daje im jednak odetchnąć, stale podnosząc im poprzeczkę, nieustannie rzucając w różne zapalne miejsca w LA, które jest niczym strefa ciągłej wojny między Latynosami i Murzynami. Dokumentalna forma filmu, rozedrgana kamera z ręki, dodają całości realizmu, usadawiając widza w samym centrum akcji. Nie jest to rewolucja w sposobie opowiadania (pod wieloma względami przypomina to serial „The Shield”), ale nieczęsto takie podejście daje tak dobre rezultaty. Najlepszy film o gliniarzach od… bardzo dawna.
Zgadzam się!
Jeszcze chyba nigdy na Filmwebie nie czytałam tylu zgodnych, pozytywnych opinii o filmie, który nawet nie wszedł jeszcze na ekrany kin! Zdumiewające!