Który schemat Anderson buchnął swojemu idolowi? A może każdy po trochu? Jak zrzynać, to od
najlepszych ;)
Dobry film, dość odważny, choć mam wrażenie, że mógł być lepszy. W końcówce niepotrzebnie
popada w absurd, traci autentyczność. Szkoda, bo to co wyprawia kamera w tym filmie, nie mieści
się w głowie.
Ja jednak pozostanę przy tezie, że oba po trochu. "Wściekły byk" nie zaczynał się jako historia naiwnego chłopaka, zafascynowanego wątpliwym moralnie środowiskiem. Nie przypominam sobie też, żeby we "Wściekłym byku" narkotyki odgrywały tak istotną rolę, jak w "Chłopcach". Ogólny wgląd w środowisko porno/gangsterskie, praca kamery, Jack Horner przypomina trochę Jimmy'ego Conwaya itp.
To fakt, może nawet z Goodfellas więcej wątków jest zaczerpniętych, jednak miałem na myśli bardziej dalsze losy bohaterów. Dirk Diggler oraz Jack La Motta mimo złych skutków swojego postępowania nadal wolą ryzykować aniżeli wrócić do "normalnego" życia. Henry Hill w końcu spasował i wybrał stateczne życie. Miał chłodniejszą głowę. Henry w końcu spokorniał, tamci dwaj nie do końca.
Słusznie Anderson nie zerznął po całości. Wziął trochę tego, trochę tamtego, trochę dodał od siebie. Końcówka to cytat świadomy i dosłowny ze "Wściekłego byka" (to się teraz modnie nazywa "hołd"). Może Eddie nie skończył jak Henry, ale wielu bohaterów opuściło w końcu "biznes". Tak żeby hołdowaniu stało się zadość ;)