Panie P.T. Anderson, wielka prośba do Pana - proszę robić krótsze te filmy, naprawdę. Proszę wziąść do serca co powiem: długość nie zawsze idzie w parze z jakością (chociaż pewnie niektóre kobiety myślą inaczej). Kilka cięć nożyczkami i wyszedłby nam świetny film, a tak... ech, mamy przeciętniaka.
[3/5]
Pamiętacie plakat do ,,Godzilli" Emmericha, tam było napisane -,,Wielkość ma znaczenie", przytaczam w ramach komentarza do części wpisu autora/ki wątku. A omawiany tu film to bardzo dobry kawał, nomen/omen, kina.Bez pruderii ale i bez rubaszności.Kontynuator modernistycznych tradycji w wydaniu amerykańskim. Wszyscy aktorsko spisali się bardzo dobrze , ale epizod z Alfredem Molina jest ponad nimi.Good night and good luck, esforty.
8/10
Na szczęście Anderson się ciebie nie posłuchał. Co do "Boogie Nights" to ma on idealną długość, myślę że mógł on być nawet dłuższy.
Panie P.T. Anderson, proszę nie słuchać nec, film miał odpowiednią długość.
Jest prawdą, że film długi wcale nie znaczy - dobry, ale prawdą jest również to, że filmy z górnej półki są często długie, powyżej 2h.
Dzieje się tak dlatego, że reżyser na ogół zdaje sobie sprawę z tego czy robi gniota, zapchaj dziurę dla kasy, czy robi wiekopomne arcydzieło i hit. Długi film pozwala opowiedzieć staranniej historię, bez zbędnych uproszczeń i można w nim upchnąć bez trudu więcej smaczków (LOTR, Ojciec Chrzestny, Titanic, Kasyno, Wilk z WallStreet, Chłopcy z ferajny). Oczywiście nie jest to reguła. Ale tu się sprawdza.