Rzeczywiście takie hity jak "Sister Christian", "I believe in miracles" czy "Jessie's girl" bardzo urozmaicają ten film ;-)).
Do tego niepowtarzalny klimat i czerwona Corvette'a.

Ścieżka dźwiękowa może i fajna (mnie się podobało zwłaszcza Beach Boys :), ale jednocześnie była jednym z (niewielu moim zdaniem, bo film jest rewelacja) mankamentów.
Mianowicie piosenki lecą przez połowę filmu, nawet w scenach dialogowych, co mnie po jakimś czasie delikatnie irytowało. Rozumiem, to dość oryginalny zamysł P.T. Andersona, ale mnie nie przypadł do gustu.
Np. podczas wirtuozersko wręcz sfilmowanej sceny Sylwestra, czy scenie na basenie, gdy Eddie po raz drugi odwiedza Jacka i poznaje wszystkich ludzi z jego paki, lecą chyba dwie piosenki pod rząd.
mnie to denerwowało, ale przyznaję, że pomysł oryginalny i może mieć zwolenników.

Mnie się własnie coś takiego podoba. Stare kawałki pozwalają bardziej wczuć się w klimat tych czasów. A styl kręcenia, w którym zapoznajemy się z bohaterami z lecącą muzyką w tle, bardzo kojarzy mi się ze Scorsese (Chłopcy z Ferajny).
Ogólnie film duży plus.

A wie ktoś co to za nuta w scenie gdy Jack wybiega za tym facetem po jego scenie z Heather Graham w aucie i go leje? To tylko muzyka skomponowana na potrzebę filmu czy jakiś konkretny utwór?