Aż czasem robiło się mdło. Takie jakieś bezpłciowe to wszystko. Pomysł na film rozciągnięty w czasie, kręcony przez naście lat ciekawy, ale trzeba było jednak trochę ciekawszej fabuły bo przysypiałam momentami. Brakowało jakichkolwiek zwrotów akcji, brakowało w sumie jakiegoś pomysłu nadto, że film był kręcony do 18 roku życia bohatera. Można było np. pokazywać każde jego urodziny obchodzone w inny sposób w miarę dorastania, zmieniania się gustu itd.
"Pomysł na film rozciągnięty w czasie, kręcony przez naście lat ciekawy"
Ja bym go nazwał skrajnie kretyńskim.
Kino to jest kreacja, a nie album rodzinny. Musiałby mieć facet niesamowite szczęście, żeby to wypaliło.
a jaki miał być?
szukasz w ambitnym kinie (które ma co innego na celu) scenariusza w stylu, który ma wciągać jak dobry kryminał? czy ma być komedią? Normalne życie, normalnego dzieciaka, potem nastolatka... inaczej to wyglądać nie mogło. Poza tym jaką fabułę można było napisać do filmu kręconego przez 12 lat? nie da się napisać wciągającego scenariusza do filmu który jest zlepkiem scen mniej lub bardziej znaczących z życia człowieka.
To proponuję film "Dzień, który odmienił twoje życie". Film praktycznie o tym samym, ale tak pięknie z przesłaniem i jakąs mądrością pokazany, że i wzrusza i ciepły uśmiech się pojawia. A przede wszystkim nie zamęcza długością.
uważasz że to słaby film? krytycy i spora część widowni również?
łyso ci będzie na rozdaniu oscarów jak Boyhood wyłapie Oscara za najlepszą reżyserie albo za najlepszy film. No przykro mi bardzo że cię ten tytuł nie zadowolił. Pretensje możesz mieć tylko dla siebie, że nie znasz się na kinie :)
"jak Boyhood wyłapie Oscara"
Jest to możliwe, skoro tandetny Slumdog dostał (pamięta ktoś jeszcze to dziadostwo w stylu telenoweli?) oraz dość przeciętny Argo. Ale nic z tego nie wynika.
_ice_, ale tylko tym należy się kierować? wiele razy oscarowe filmy nie były zbyt trafne, argument "bo wszyscy" to nie najlepszy argument. Ja uwielbiam całą trylogię "przed północą*". Prawie nic się nie działo, były całe przegadane, ale to były dialogi nieustannie dające do myślenia, prawdziwe, wzbudzały jakieś emocje, skojarzenia. Tutaj niestety, reżyser chciał do jednego filmu zaaplikować o 1000 razy więcej takich rozmów i stąd większość wyszła pusta, przypadkowa, nie prowadząca do niczego. W ciekawostkach jest mowa o tym, że jego córka w połowie się znudziła tym projektem i chciała się wycofać. To widać w tym filmie bo większość wątków umierała bez sensu i szły w banał. Zamysł robi wrażenie, ale wyszedł rzeczywiście album rodzinny, i faktu zza jego kulis nie wystarcza na długo. A streszczając to wszystko w jedno zdanie powiem tak - nie wzbudził we mnie jakichkolwiek emocji, mimo że lubię ten rodzaj kina.
Dokładnie tak czuję po tym filmie. Znam mnóstwo MĄDRZE przegadanych filmów. Ten był zlepkiem zdarzeń, które nie wnoszą NIC ani do życia odbiorcy ani do kinematografii. Trafia w gusta ludzi, którzy nie oczekują zbyt wiele po filmach.
według ciebie nic nie wnoszą. Mnie kilka z nich w ogóle nie ruszyło... ale przynajmniej połowa naprawdę dała mi do myślenia. Byłem mile zaskoczony
Ja nie mówię, że jest to kino z najwyższej półki i nie piszę, że dostanie Oscara to jest już jest wielki film. Dla mnie oscary to nagrody dla filmów, które są dobre i daje się je oglądać. Oscar to taka nagroda, która pokazuje jak powinny teraz wyglądać normalne film w świetle shitu jakim jesteśmy zasypywani. Boyhood w wielu aspektach jest filmem po prostu świetnym. Sam koncept robi wrażenie, praca włożona przez tyle lat i to że produkcja nie upadła... no dobra dla ciebie i wielu podobnych do ciebie w tym temacie to jest nic. Dla ludzi to jest powód do dania Linklater'owi Oscara za reżyserie. Chyba, że objawi się ktoś naprawdę lepszy. Jak nie za reżyserie to najlepszy film... soundtrack po mimo, że to praktycznie zlepek utworów z tamtych lat również ma wielki urok i stanowi dla mnie i pewnie dla ludzi który, ten film przypadł do gustu w pewnym rodzaju podróż w czasie. Główny bohater... a raczej "gówny" odrzuca i odpycha, nie da się lubi i widz ma go gdzieś. To chyba największy minus i na pewno nie to miał na celu Linklater, ale patrząc na to co zagrała Arquette to jestem w szoku i kilka pobocznych postaci to jestem w szoku. Nigdy za wybitną aktorkę brana nie było, nie ma w swojej kolekcji powalających ról ale teraz jest genialna i jak dla mnie na pewno coś zgarnie. I tak właśnie jest ten film... elementy genialne przeplatają się z przeciętnymi... żeby nie powiedzieć słabymi. Dlatego albo się kocha tą produkcje albo nienawidzi. Ale jak się tak lubi oceniać filmy i po nich jeździć to wypadałoby też obiektywnie spojrzeć na poziom produkcji, a nie wyjeżdżać z tekstami o gustach, bo to główny i jedyny argument jak się człowiek nie zna na kinie.
No dobrze, ale wiele nie zrozumiałeś. Już pierwsze zdanie zaczynasz od tego, jaki świetny był koncept na film. To jest tak samo, jak w wielu reżyserów spieprzyło świetne scenariusze, ale to nie oznacza, że należy przymykać oko "bo miał być fajny".
Pomiń ten wątek, który jest gdzieś obok, za kulisami a pozostaw te właściwe części filmu.
Scenariusz? dialogi? wybacz, ale to jest "Na wspólnej". Pracować nad filmem 12 lat i ucisnąć tyle maksymalnie łatwych tekstów przy śniadaniu, po nic.. Nie ma prawie żadnych klamer znaczeniowych, zwrotów, detali, które powracały z jakimś znaczeniem, rozwinięć.
Zdjęcia: plan ogólny, dialog, plan ogólny, dialog. Zero artyzmu, kreatywności, wyszukanych kadrów czy nawet kolorów - Trudne sprawy. Jako, że film trwa prawie 3h to choćby z tego względu przydałoby się trochę urozmaicić widzowi ten czas oglądania. (zdjęcia w ostatnich latach kręcenia były już ciekawsze, ok)
Jedyny wątek, w którym działo się coś ciekawego, to relacja dzieci z ojcem. Ale tylko on miał tam jakąś osobowość, bo dzieci istniały tylko fizycznie (a jedno z nich jest głównym bohaterem, więc fatalnie). No i Patricia Arquette - uwielbiam ją od True Romance, też ma dobrą rolę. Ale to są 3 plusy, na cały film (pomysł i dwójka aktorów). Zdecydowanie zbyt mało jak na taką produkcję.
I to jest obiektywna ocena, a nie kulisy powstawania filmu. Bo jeśli zrealizowano by dokładnie ten sam scenariusz w rok, podmieniając aktorów to zostałaby już tylko ocena efektu końcowego.
Też wydaje mi się, że brak tu jakiejś klamry, łącznika pomiędzy poszczególnymi latami, jakiegoś motywu przewodniego, na którego rozwiązanie byśmy czekali. A tak to jedynie czekałam kiedyś się to "dzieło" skończy. I fakt dialogi marne, żadnych ponadczasowych odkryć. To ja wolę z rodziną pogadać przy śniadaniu i więcej z tego wyniknie niż z oglądania tej rodziny przy śniadaniu.
Oczywiście, że może dostać Oscara, bo Akademia lubi takie rozwlekłe historie i wcale mnie to nie zdziwi. Ale dlaczego ma mi być z tego powodu łyso? Dlatego, że mam inny gust niż ty? Uszanuj gust innych, a nie od razu obrażaj. Mnie ten film zawiódł, nic nowego nie wniósł w moje życie. Jakie choc jedno mądre zdanie z tego filmu zapamiętałeś?
Cała dyskusja ojca z synem o relacjach z młódkami, które wybierają szkolnych osiłków i wniosek, że najlepiej zostać takim osiłkiem. Jak dla mnie esencja "chłopięctwa". Wydaje mi się, że ten film miał raczej pokazywać nudną typowość dorastania amerykańskiego chłopaka, a nie uwznioślać nas wiekopomnymi prawdami i bawić zwrotami akcji. "Boyhood" faktycznie nie musi wnieść nic nowego do kinematografii, ale z czasem może zyskać wartość historyczną, zostawiając daleko w tyle "mądrze przegadane filmy".
Rozumiem Twój punkt widzenia, ale jeszcze jedno spostrzeżenie mi się nasuwa. To rzeczywiście trochę tak wygląda, jakby reżyser postawił na pokazanie postaci dokonując wyboru, gdy ci byli dziećmi i nie wiedział jak ich losy się potoczą. Po prostu to pokazał a okazało się, że są zupełnie nieciekawi.
Tylko, że to jednak fabuła a nie dokument, więc nie rozumiem czemu, skoro miał pełne możliwości kreacji. Nie widziałem większych zależności czy przemian, które w dorosłości wynikały z tego co mogli przejść w dzieciństwie. Poker face przez 18 lat i okazuje się, że chłopaka ani nic nie dotknęło, ani nie miał większych rozterek.
Eksperymenty eksperymentami, ale aż chce się porównać do Forresta Gumpa, który miał na siebie podobny pomysł, tylko był realizowany tradycyjnie. No delikatnie mówiąc, jest parę różnic w tym "jak to się robi" ;)
Oj, Forrest Gump same mądrości w tym przeuroczym filmie :) Można do niego wracać wielokrotnie i zawsze się coś nowego usłyszy. Nie ma tu w ogóle porównania.
to zupełnie inna bajka oczywiście, i bardzo dobrze, że ktoś eksperymentuje inaczej, bo nie potrzeba drugiego forresta. Ale jest pewna zależność do porównania. Jak wiele można opowiedzieć w dużo krótszym czasie. Bo czas akcji z Gumpie jest pewnie co najmniej 2 razy dłuższy niż w Boyhood a mimo to ile więcej treści :)
Jasnw. Ale nie zdziwię się jak Boyhood dostanie Oscara, bo zauważyłam, że dla Akademii im bardziej rozwlekły i dłuższy film tym lepszy. Podejrzewam, że srednia wieku Akademii to jakieś 65 lat i dlatego lubią pewien typ filmów.
XD
akurat mądrości i ogólne przesłanie forresta to co najmniej kontrowersyjna sprawa. polecam recenzję jonathana rosenbauma "stupidity as redemption".
Dzięki takim komentarzom miałem przyjemność obejrzeć świetny film.
Rano trochę poczytałem tych nie przyjaznych opinii i jestem szczęśliwy, że tu one są.
Bardzo dziękuję Wszystkim za prowadzenie tego portalu.
Ten film ma na tym forum tyle "hejterów" że trzeba go obejrzeć bo z pewnością jest świetny.
Nie jestem hejterem skoro oceniłam go na 5 (czyli średni). Brak zachwytu to już hejterstwo? :)