miał odwagę zrobic film z wrażliwym, przeżywającym wewnętrzne rozterki bohaterem i trzeba to podkreślić - facetem. Spróbujmy sobie wyobrazić Bruce'a Willisa czy Elonardo di Caprio w roli głównej. Po pierwsze nie przyjęli by tej roli, bo zniszczyloby to ich wizerunek hollywoodzkich amantów i twardzieli (bardziej ten pierwzsy). Takie filmy jak Brawn Bunny czy wczesniejszy Buffalo '66 są dowodem na to, że można zrobić świetne amerykańskie kino, ale trzeba sie liczyc z tylm że obejrzą je nieliczni. Bo kino niezależne trafia do odbiorcy, który takiego kina potrzebuje i wyławia z morza komercji. Co do samego filmu:
nie zgodzę sie z Lokotem, kóry napisał, że film jest: ,,kiepski, nijaki, bezpłciowy''. Moze pop prostyu nie dojrzał do takiego kina czy bohatera, któremu zdaża się ,,rozkleić'' (czyt. zapłakać) bez powodu (tzn. powód jest, ale nie odczytujemy go od razu). Przyjrzymy się samej główej postaci: nie pasuje do sterepotypu kierowcy motoru, ścigającego się z bardzo duża prędkością. Postrzebalibyśmy go raczej jako twardziela, który żyje tylko wyścigami i zmienia dziewczyny jak rękawiczki. I rzeczywiście, podczas podróży przez Stany do kolejnego miejsca motorowych potyczek, poznaje kilka dziewczyn, ale z żadną nie związał się na dłużej. Dawał im tylko nadzieję na miłość lub uczucie, by po chwili uciec, odjeczać samotnie. O tym co powodowało jego zachowanie, dowiadujemy sie na końcu, juz po ,,kontrowersyjnej'' scenie robienia laski. Okazuje się, że doszło do konfrontacji z wizerunkiem Ukochanej, który wyparł ze swiadomości. Zapamiętał tylko te momenty z ich wspólnego życia, które działy sie przed dniem jej śmierci. Czy gdy uświadomił sobie, ten psychologiczny zabieg (zapomnienia), będzie mógł byc znów szczęśliwy? Tego nie wiemy. W ostatnie scenie widzimy, że wrócił na trasę, ale gdzie dojedzie, wie tylko on sam.
Bardzo dobra recenzja, w pełni się zgadzam. Dodam tylko, że dla mnie "Brown Bunny" wyraźnie koresponduje z "Buffalo '66" - podobne obrazy: jazda samochodem, rozmowa z rodzicami przy stole, ten sam w gruncie rzeczy bohater - depresyjny typ o miękkim sercu, no i miłość, która w obu filmach jest ukazana jako najważniejsza rzecz w życiu (tyle że w jednym filmie bohater ją zyskuje, w drugim traci). Nie wiem, czy Gallo zwyczajnie się powtarza, czy po prostu daje w swoich dziełach wyraz dręczących go kwestii, w każdym razie ja pozostaję jego fanką - zarówno jako aktora, jak i reżysera.