Szczerze mówiąc, to film nie ujął mnie praktycznie niczym. Bridget jako 40+, z niepoukładanym nadal życiem prywatnym (brak wyjaśnienia, czemu x lat wcześniej zerwała zaręczyny z Markiem?), z dość odpowiedzialną pracą, z której niewiele sobie robi i zachodząca dość niespodziewanie w ciążę - do wyboru ma przypadkowego (oczywiście bogatego) gościa i znów Marka, a wszystko to dlatego, że używa przeterminowanych prezerwatyw (aha....). Oczywiście ten przypadkowy gość ani przez chwilę nie podważa możliwości bycia ojcem, mimo że nawet dobrze z laską nie pogadał a ona praktycznie wlazła mu do łóżka, po czym zniknęła xD Mark, który jest klasą samą w sobie, znów chce wrócić do Bridget, która pomimo wieku nadal jest niepoukładana i totalnie nieporadna życiowo, a on właśnie się rozwodzi z kobietą, o której nie wiadomo kompletnie nic i tak mocno to przeżywa, że przy pierwszej lepszej okazji również idzie "zaliczyć" Bridget. Potem scena z odejściem wód, niesieniem ciężarnej na rękach przez pół miasta (bo wiadomo, że postoje taksówek czy karetki nie istnieją, a marsz zablokował absolutnie całe miasto i nie istnieją objazdy... i oczywiście pierwszy kto im przy chodzi na myśl pod kątem transportu to gość z włoskiej knajpy właśnie rozwożący pizze do klientów....), że nie wspomnę o wnoszeniu jej do szpitala zgiętej pod kątem 45 stopni (dziecko na pewno byłoby szczęśliwe, gdyby serio było w jej macicy), sztucznych porodowych jękach i lekarce z niewybrednymi komentarzami.No i oczywiście - utrata pracy tuż przed rozwiązaniem i zero z tym związanych zmartwień <3 Ani to było szczególnie śmieszne, ani smaczne, ani chyba potrzebne. Klimat z poprzednich części się nie odbudował w ogóle jak dla mnie.