Orginalny “Broadway Melody” był filmem mocno miernym, natomiast był absolutnie przełomowy pod względem technicznym (pierwszy w pełni udźwiękowiony) no i tylko dlatego wygrał oscara w roku 1929, sequel a raczej follow-up, bo oprócz umiejscowienia na broadwayu nie ma on z oryginałem nic wspólnego, jest już tylko mierny, a nawet jeszcze gorszym. aktorstwo jest słabe, realizacja de facto nie wnosi nam nic nowego w stosunku do oryginału. znowu dostajemy piosenki o np. Piciu herbaty, no i dodatkowo postanowiono tym razem postawić na wątki komediowe… które są zwyczajnie nie nieśmieszne. Na wyróżnienie zasługują: chłop przebrany za babe (bez żadnego powodu de facto) oraz powtarzający się przez całą długość filmu żart o ekspercie od chrapania.
Widziałem że w 1940 znowu ktoś postanowił zrobić skok na kase pod szyldem „Broadway Melody”, ale ten w przeciwieństwie do tego już nominacji do oscara nie dostał więc na szczęście nigdy go nie obejrzę.