był, o dziwo, po prostu nudny. Może nie skończenie nudny, ale nudnawy. I nie była to wina aktorów, którzy byli dobrani dobrze i bez większych zastrzeżeń wywiązali się z zadania, nie wyłączając ról drugo- i trzecioplanowych, więc tu się nie czepiam, choć też nie mogę powiedzieć, żeby któryś z chłopaków jakoś szczególnie błysnął charyzmą. Ale scenariusz był jakiś taki niedorobiony, bardzo liniowy, po prostu łańcuch porcjowanych jak w metronomie wątków: tu zakładają kapelę, tu są w trasie, tu się uzależniają, tam się odzależniają, umiera ten i owamten więc smutek, ten się obraża więc żal, ale ale się odobraża i słońce znów świeci nad studiem nagrań. Tu problem, tam koniec problemu. No nie wiem. Niby się obejrzało, ale to taka poprawna produkcja bez większego polotu.