Nie wiem co wy o tym sadzicie, ale dla mnie to mowi samo za siebie - na tym portalu siedzi
dzieciarnia. Najlepsza wg mnie rola McQueena (obok Wielkiej ucieczki i 7 wspanialych) a
nawet nie jest w top 100. No coz... to tylko swiadczy o portalu
Ten portal dawno zszedł na psy, więc tak niska pozycja "Bulitta" mnie kompletnie nie dziwi.
Wszystkie te rankingi są delikatnie powiedziawszy niesprawiedliwe.............. "Bullitt" tak jak dziesiątki a nawet setki innych filmów są ignorowane i nie doceniane przez potencjalnych użytkowników tego portalu z reszta to samo dzieje się w rankingu aktorów gdzie takie legendy jak np Paul Newman czy Gregory Peck nie mają w nim zasłużonego miejsca. Patrząc na to wszystko zastanawiam się jak Steve McQueen dostał się do 4 dziesiątki top 100 aktorów.......
Wg. mnie należałoby zmienić algorytm oceny. Jeśli taki film jak Bullitt ma niecałe 2 tys. głosów to przy obecnym algorytmie nie może równać się np. z Avatarem który ma ponad 70 tys. oddanych głosów.
nie ma się co denerwować - rankingi są właśnie dla "dzieciarni", dla mnie bullitt to najlepszy film - tylko on ma u mnie (z filmów) 10/10 - tak samo jak McQueen, który jako jeden z niewielu zasłużyli na 10/10. w każdym razie mnie to tak bardzo nie porusza, że znakomici ludzie/aktorzy są niedoceniani (jak i znakomite filmy), na takich portalach - to daje im coś w rodzaju azylu - po prostu im mniej jest coś medialnego, tym mniej ludzi się tym interesuje, którzy "nie powinni" się wypowiadać - laików. Innymi słowy, jest większe prawdopodobieństwo, że wchodząc na stronkę bullitta mniej znajdzie się tu wypowiedzi typu "słabe efekty specjalne", "nudny film", czy "można pooglądać tu tylko stare samochody" - chociaż, jak widać, i takich jest tu trochę. a rankingami nie ma się co przejmować - jakby ten film był na pierwszym miejscu to pewnie, byłby w tv puszczany raz na miesiąc - wszystkim by obrzydł i spowszechniał, a na filmwebie byłoby 600 tematów, które w większości redagowane by były głównie przez "dieciaków" piszących o tym, ze nie rozumieją jak taki film może być na pierwszym miejscu, skoro avatar jest dopiero 250-ty ;P
Film się zestarzał, jest niedzisiejszy, wlecze się jak flaki z olejem, scenariusz ma błędy o czym mówili sami twórcy, a McQueen akurat zagrał tutaj przeciętnie - snuje się przez większość filmu z tępym wyrazem twarzy. Ocena w rankingu jak najbardziej zasłużona.
Steve McQueen który cały film gra jak naburmuszony nastolatek z miną jakby miał się za chwilę rozpłakać ? To kiedyś był symbol męskości ?
Akcja pozbawiona sensu, dluuuuuuuzy się niemiłosiernie. Scena pościgu - nieporozumienie. Wiem że były inne czasy ale 10 min jazdy w kółko, pomijam że 5 razy mijają tego samego zielonego garbusa. Emocje jak na grzybach. Profesjonalny zabójca który w hotelu nie potrafi zastrzelić ofiary z odległości metra. No i fabuła ogólnie, intryga naciągnięta bez sensu i absurdalnie przewidywalna. Ale największy minus to główny bohater. Pozbawiony życia i flegmatyczny.
Jedyny plus tego filmu to widoczki pięknego miasta
To film co najwyżej poprawny. Kilka lat po obejrzeniu nie pamiętam kompletnie fabuły.
Tarantino: "Ktoś, kto w ciągu ostatnich pięciu czy sześciu lat nie oglądał 'Bullitta', nie będzie w stanie streścić wam fabuły, nawet jeśli wcześniej widział go więcej niż raz.
(...)
Dla porządku: film Yatesa, będący dość swobodną adaptacją powieści Roberta L. Pike'a, opowiada o Franku Bullitcie (Steve McQeen), policjancie z San Francisco, i jego partnerze Delgettim (Don Gordon, kumpel Steve'a). Zastępca prokuratora okręgowego Chalmers (cudownie oślizgły Robert Vaughn) przydziela im zadanie: mają przez dwa dni pilnować Johnny'ego Rossa (Felice Orlandi, który potem regularnie pojawiał się w filmach Waltera Hilla), ważnego świadka koronnego. Chalmers liczy, że w poniedziałek rano Ross złoży zeznania przed ważną komisją śledczą do spraw przestępczości zorganizowanej. Wiąże z tymi zeznaniami wielkie nadzieje, bo chce sobie zrobić dobry PR. Więc zależy mu na tym, żeby Ross dożył do poniedziałku. Ale kryjówka wybrana przez policjantów - pokój w podrzędnym hotelu - zostaje spalona. Zjawiają się dwa cyngle mafii, rozwalają Rossa i gliniarza, który go pilnował. Ross wkrótce umiera w szpitalu, a Bullitt postanawia to ukryć. Wykrada nawet zwłoki ze szpitala, żeby zabójcy myśleli, że świadek koronny nadal żyje, i ponownie spróbowali go dopaść. Prokurator Chalmers i jego sojusznicy w komendzie policji również nie wiedzą, że Ross wącha już kwiatki od spodu, i domagają się, żeby Bullitt im go wydał. OK, z tego opisu może się wydawać, że fabuła jest mocno naciągana. Bo jest. Tak naprawdę jednak poświęciłem jej więcej uwagi niż Peter Yates.
(...)
'Bullitt' to akcja, atmosfera, San Francisco, świetne sceny kręcone w prawdziwych lokalizacjach, jazzowa muzyka Lalo Schifrina, a także Steve McQeen, jego fryzura i ubrania.
Inne rzeczy są nieważne".
Cytat ze "Spekulcji o kinie". Polecam. Świetnie się to czyta, nawet tam - a niekiedy przede wszystkim- gdzie Tarantino kompletnie rozmija się z faktami.