(...) Kilka miesięcy temu Akademia przyznała Lady Gadze nominację do Oscara za „Narodziny gwiazdy”, choć z tej dwójki to Aguilera okazuje się lepszą odtwórczynią. Operuje bowiem frywolniejszym językiem aktorskim, jest mniej teatralna. Sam film pozostaje zaś pozycją mniej manieryczną niż „Narodziny…”, przyjemniejszą w odbiorze.
„Burleska” powinna ucieszyć każdego miłośnika lekkich musicali. Pomocne okażą się w tym na przemian dynamiczne i chwytające za gardło piosenki oraz umiłowanie twórców do campu. Na soundtracku znalazły się nagrania w pełni nowoczesne, ale przy tym umiejętnie dawkujące jazz, swing czy trendy ejtisowe (ballada Cher). Antin to facet obdarzony niezwykłą wrażliwością i zapewne też poczuciem humoru, lecz jestem święcie przekonany, że najzabawniejsze kwestie, padające z ust bohaterów, narodziły się w głowie Diablo Cody, która naniosła na scenariusz poprawki. „Burleska” trochę przepadła w zestawieniach box-office’u, ale to film rewelacyjny. Nie musicie mi wierzyć dzisiaj. Poczekajcie dziesięć, dwadzieścia lat − mniej więcej wtedy jej kultowy status będzie sprawą oczywistą.
Pełna recenzja: We'll Always Have the Movies
(Wordpress)