"Był tu Salvaje" to naprawdę porządnie nakręcony film. Western stworzony już pod koniec lat 60. z pozytywnym skutkiem stara się odbiegać od klasycznych wzorców i nie jest kolejnym przeciętnym filmem o kowbojach. Myślę, że poszedł z duchem czasu i skorzystał z tego, jak western wtedy ewoluował. Reżyser to Robert Mulligan, koleś od "Zabić drozda" i "Ciemna strona sławy", a więc nie byle kto. W roli głównej występuje Gregory Peck i tu już film jak western dużo zyskuje.
Film opowiada naprawdę ciekawą historię. Może nie skomplikowaną, ani głęboką, ale po prostu ciekawą i to już w tego typu produkcji jest wystarczająco. Ale ciekawą historię trzeba jeszcze ciekawie opowiedzieć, aby sam film też był ciekawy:), no i to też wyszło. Zrobiono fajny zabieg, aby czarny charakter (Salvaje) nie pojawiał się zbyt często na ekranie. I w efekcie jego twarz widzimy kilka razy. Częściej obserwujemy skutki jego działań. W drugiej części filmu główny bohater wraz z dwoma przyjaciółmi oraz kobietą i dzieckiem ukrywają się przed Salvaje w domku. Atmosfera osaczenia i wzrastająca trwoga przed Salvaje robią nam tu takie thriller-western. Ode mnie wysoka nota, bo naprawdę się podobało.
Mimo niskiej oceny średniej polecam zobaczyć.
Ciekawe czemu tak mało ludzi trafia na takie stare westerny, czy naprawdę tak mało mają wielbicieli :(?
Mam nadzieję, że się mylisz. Może na Filmwebie jest za mało ludzi starszych, którzy za młodu oglądali westerny w kinach, tak ja ja. Dla mnie to nadal wspaniałe filmy - oczywiście te stare westerny! Na szczęście mam ich sporo na płytach dvd i wracam do nich bardzo chętnie - często z 13-letnim wnukiem. Pozdrawiam.