Byakuyakô, czyli japoński remake koreańskiego Baekyahaeng. Trochę dramat, trochę kryminał, w nieco innej, bardziej stonowanej oprawie niż pierwowzór. Chyba trochę bardziej podeszła mi właśnie ta wersja, zwłaszcza przez klimat scen w latach 80-tych i postać Ryouji, który jest bardziej naturalny, mniej emo. Jest kilka różnic w fabule (cała droga zabójstw jest nieco inna), ale też niektóre sceny żywcem są przeniesione z Baekyahaeng. 
Wybór między tymi filmami to jak wybór między Maki Horikitą a Ye-jin Son ;-)
Wersja koreańska jest na pewno bardziej efektowna, choć bałagan chronologiczny nie ułatwia odbioru tej juz i tak skomplikowanej fabuły. Japoński remake bardziej realistyczny i drobiazgowy, bohaterowie zdecydowanie antypatyczni. Zamiast romantycznej ballady o niedoszłych kochankach-mordercach, otrzymujemy dramat społeczny (no, powiedzmy...) o parze zwyrodniałych, cynicznych zbrodniarzy. 
Ale podobały mi się oba filmy, trudno stwierdzić, który bardziej. Chociaż Ryouji chyba bardziej w wersji "emo"...