Wśród dorosłych obciążonych bagażem win, niewinne, czyste dziecko uzyskało status Boga. Przymilają się do niego, zabiegają o jego dobre samopoczucie, przepraszają, z modlitewnika-poradnika dowiadują się jak najlepiej nawiązać z nim kontakt, na spowiedzi przed nim próbują tak dobrać słowa, żeby samego siebie przestawić w lepszym świetle. A na końcu następuje odkupienie win i przebaczenie.
Osobiście nie czuję tego klimatu kompletnie. Jest zapewne bardzo amerykański, może to jakiś nowy trend.
Ileś spraw w tym filmie było przyzwoitych: matka walcząca o to, aby syn miał ojca, brat, którego gryzie sumienie, że postąpił źle wobec siostry. Ale otaczanie kultem tego dzieciaka, jako droga to oczyszczenia - zupełnie do mnie nie przemówiło.