W trakcie oglądania film wydał mi się tak odważny, że uznałam, że powinien mieć drugie dno. W innym przypadku był by żenujący.
Moja interpretacja zakłada, że Srebrna jest alegorią wódki lub kokainy, a Złota haszyszu (zwany brązowym złotem, jest też określenie "Złoty strzał" na przedawkowanie). Syreny mówią, że przybyły z Ameryki. Akcja filmu rozgrywa się w latach '80 czyli akurat w okresie kiedy problem narkotyków zaczyna w Polsce przezywać swój rozkwit. Syreny pojawiają się w środowisku artystycznym, dyskotekowym. Potem próbują wniknąć w środowisko rockowe, jest też symboliczny motyw zaatakowania środowiska gejowskiego. Narkotyki początkowo dodają "kopa" muzykom, zdaje się, że to nowa jakość. Znamienny jest moment, w którym muzycy idą na odwyk (wyrzucenie syren) i są podpięci pod kroplówki. Pytają "czy to już", bez cierpliwości. Okazuje się, że to za wcześnie. Że syreny powracają. Dla muzyków narkotyki/używki to coś nowego. Są wobec nich nieporadni. Nie znają skutków zażywania, kiedy się orientują do czego to może doprowadzić nie wykazują cierpliwości w walce z nałogiem. Basista rzuca jedną używkę, ale zabija go druga. Film w takim ujęciu prezentuje nowatorskie podejście do opisania relacji człowiek-nałóg. Człowiek jest tu przedstawiony jako bezsilny, bezwolny. Jest tłem, podmiotem dla syren. Jest nieważny, bo nałóg jest za silny i ma nadludzkie moce. Bawi się nim. Robi z nim co chce. W takim ujęciu można zrozumieć irracjonalne zachowanie muzyków wobec syren.
Jakie widzicie słabe/mocne strony takiej interpretacji?