Rzeczywiście jest kilka podobieństw do "The Blob", jak również inspiracje mitologią Cthulhu stworzoną przez Lovecrafta, z tym że tutaj mamy potwora żyjącego w głębinach podziemnego jeziora.
Jeśli chodzi o samego stwora, to mam mieszane uczucia, ale raczej na plus, gdyż w jednych ujęciach wygląda on po prostu jak pozwijany ręcznik, a w innych już prezentuje się znacznie lepiej (pożeranie faceta, przemieszanie się po korytarzach). Z zalet mógłbym też wymienić muzykę i znośne aktorstwo, ale generalnie horrory z lat 50-tych średnio trafiają w mój gust (poza kilkoma wyjątkami), bo powinni skrócić do minimum bełkotliwe dialogi i skupić się na bestii, gdyż jej bodycount nie jest zadowalający.
Oglądałem wersję amerykańską, trwającą 76 minut, włoska ma 81, ciekaw jestem co straciłem.
Mam podobne odczucie, scena w której rozpuszcza faceta w swoich objęciach jak najbardziej mi się podobała, szkoda że nie pociągnęli tego dalej i bestia nie pozbawiła życia więcej osób. Ale mamy tutaj wciśniętego w fajny sposób szalonego mordercę i wątek przygodowy. Bava za kamerą szaleje dając nam coś na kształt ''found footage'' w wersji pre-alfa. No cóż, to dopiero mój początek z filmografią Bavy, z późniejszymi filmami na pewno się rozkręci ;)
Z tym to mnie zaskoczyłeś. Dlaczego Ci się to w ogóle kojarzyło z found footage?
W pewnym momencie bohaterowie oglądają nagranie z jaskini w którym naukowiec i kilku Indian zostaje zaatakowanych przez Caltike. Krótki to fragment ale można chyba stwierdzić że Bava eksperymentował i wprowadzał takie smaczki do swoich produkcji, dzisiaj mamy to jako zupełnie osobny podgatunek ;)