Przede wszystkim ten film to dla mnie powiew świeżości w skostniałym mainstreamowym kinie, które najczęściej dostarcza nam bombastyczne blockbustery, tępe sensacyjniaki na jedno kopyto lub do bólu sztampowe, naiwne komedie romantyczne. Captain Fantastic urzekł mnie swoją utopijną wizją życia w zgodzie z naturą oraz rolą Mortensena, który gra tutaj tyrana, kochającego swoją rodzinę ponad życie, jednak zaślepionego filozofią, którą sam posklecał czerpiąc pełnymi garściami z dorobku wielkich (według niego) tego świata. I co prawda film jest dość przewidywalny, ale oglądałem go z zaciekawieniem i nawet lekkim wzruszeniem pod koniec. Moim zdaniem warto zobaczyć.