5,9 2,6 tys. ocen
5,9 10 1 2574
Carrie
powrót do forum filmu Carrie

Krukcenzja

ocenił(a) film na 2

Wiele ludzi nie uznaje zupełnie remake’ów. Może nie jestem równie stanowcza w tym zakresie, choć „Carrie” z 2002 roku wyraźnie udowodniła mi, że może faktycznie jest w tym jakaś racja. Dawno nie widział równie beznadziejnego podejścia do zaadaptowania czegoś, co już miało udaną ekranizację.

Życie Carriety White nie jest lekkie. Wszyscy uważają ją za dziwaka, nikt jej nie lubi, za to każdy doskonale wie, że jej matka ma nie po kolei w głowie. Dodatkowe komplikacje w życiu szkolnym pojawiają się, gdy nastolatka po raz pierwszy dostaje miesiączki – w dodatku pod szkolnym prysznicem. Wredne żarty, nieprzyjemne uśmiechy i ciągłe docinki wyłącznie pogrążają nastolatkę. Jednak coś zupełnie się zmienia. Carrie odkrywa w sobie niepokojącą moc, której nie rozumie. W dodatku sympatyczny chłopiec niespodziewanie zaprasza ją na bal. Prędko jednak urokliwa noc zmienia się w koszmar…

Film momentami stara się być wiernym powieści. W większości chwil traktuje ją jednak jako zalegający w kącie poradnik, który może zainspirować, ale nie trzeba się go wcale ściśle trzymać. Nie ma nic złego w takim podejściu, o ile wprowadzane zmiany mają sens i czemukolwiek służą. W tym przypadku nieszczęśliwie tak nie jest. Klamrą narracyjną z jakiegoś powodu stało się policyjne śledztwo – dzięki czemu dostajemy mnóstwo ujęć „ponurego, hardego gliny” spoglądającego z powątpiewaniem na świadków zdarzeń, jakbyśmy trafili na seans jakiegoś ponurego kryminału bądź „poważnego” paradokumentu. Za to retrospekcje obfitują w sceny żywcem wyjęte z jakiejś szkolnej dramy, które budzą co najwyżej politowanie. Gdy jednak dochodzi do ostatecznej eskalacji zdarzeń, można z pełnym przekonaniem wybuchnąć gromkim śmiechem przez niedorzeczność całej sytuacji. Im dalej, tym gorzej, a zakończenie znacząco odbiegające od kanonu pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, choć może to i lepiej…

Pomijając jednak niedociągnięcia bardzo naiwnej i miejscami idiotycznej fabuły, największą bolączką tego filmu jest jego warstwa czysto techniczna. Zdjęcia są prześwietlone, miejscami mają nałożone nieprzyjemne filtry, które wyłącznie pogłębiają cały problem. Dorzucić do tego można całkowicie koszmarne CGI wyskakujące skąd tylko się da, w dodatku kompletnie niezależnie od sensowności takiego rozwiązania. Nieporozumieniem okazała się także muzyka – zupełnie niepasująca do scen, w jakich się pojawia, a przy tym zwyczajnie irytująca. Całości nie ratuje nawet aktorstwo, choć muszę przyznać, że Angela Bettis (tytułowa bohaterka) oraz Patricia Clarkson (matka tejże) przynajmniej starały się wcielić w rolę, będąc bodaj najjaśniejszym aspektem filmu. Trudno jednak uratować tonący okręt, gdy nikt więcej nie współpracuje.

Tę wersję „Carrie” szczerze radzę omijać szerokim łukiem. Jest źle, a nawet gorzej – na tej produkcji można co najwyżej stracić czas. 2/10 wydaje mi się adekwatną oceną… Szkoda, nie przypuszczałam, że równie prostą historię da się aż tak zepsuć.