Nie umywa się od pierwszej części. Tu mamy odgrzewany kotlet z groteskowo przerysowanymi postaciami. Bohaterami są tym razem tępy, biały osiłek-więzienny champion i niedający się "zcwelić" świeżak-po raz kolejny czarnoskóry mistrz świata w boksie:/
Aktorzy nie radzą sobie z rolami. Postać głównego antagonisty stworzona została jedynie w oparciu o napinanie klaty, tatuaże, powarkiwania cedzenia przez zęby bliżej niewyartykułowanych, pustych gróźb, przypominających cedzenie przez babcię pustych kalorii pod postacią zupy:/
Niestety zupa zaserwowana przez twórców jest niestrawna! Nic w tym filmie się kupy nie trzyma, a ogólnie motyw kupy jest w paru miejscach bardzo wyeksponowany, przez co po obejrzeniu filmu, widz z co wyższym IQ zaklasyfikuje go raczej jako kupę właśnie.
Dodatkowo tulenie ćpuna z którym prowadziło się "głębokie rozmowy" do poduchy, ten motyw z kurtkami, brakiem odmrożeń, gościem na wózku i jego bratanicą raczej porażają swoją naiwnością niż "głębią" i wywołują w widzu (takim z wyższym wykształceniem, i wieku powyżej 25 lat) raczej zażenowanie niż empatię:/
Paradoksalnie, wbrew odczuciu grasujących na tym portalu "małolatów ninja" i ludzi (śmiem twierdzić ubogich w zmysł estetyczny oraz bez znajomości praktycznej sztuk/sportów walki) film pogrążają właśnie same sceny walk, czyli to co powinno być jego najmocniejszą stroną.
Przecież ten cyrk w postaci tańca napinających i wijących się nagich facetów z wydepilowanymi torsami, bardziej przywodzi na myśl show odstawiany przez profesjonalistów w klubie dla gejów niż więzienną młóckę bez zasad.
Walki-a raczej tańce, nie budzą żadnego napięcia, jestem wręcz przekonany, że pewnym osobom dającym tu zawyżone oceny (mam tu na myśli zwłaszcza panie i kochających inaczej) pozwalają "w ręcz" na jego rozładowanie.
Amerykanie udowodnili, że potrafią robić jedynie dobre filmy o boksie. A ten film jest kolejnym bublem dopuszczający się profanacji sztuk walki. Smutne, że są ludzie, którym imponuje taka zakłamana wizja rzeczywistości. Ode mnie zasłużona ocena 1/10!!