PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10068111}

Charlie Chaplin: duch włóczęgi

Charlie Chaplin: The Spirit of the Tramp
2024
6,2 49  ocen
6,2 10 1 49
Charlie Chaplin: duch włóczęgi
powrót do forum filmu Charlie Chaplin: duch włóczęgi

duch w jednej ósmej cygański, kulisy produkcji.

wszystko fajnie, wszystko super, tylko po co nam to wiedzieć?

toniemy w personaliach, rodzinnej prywacie, tam gdzie trudno o wspólne pole wzruszeń ogólnie.

duch trampa jaki był każdy kto widział chłonął - uniwersalny, rozpostarty ponad granicami, ponad narodami i powłoką cielesną, do której to właśnie referują określenia: drzewo gene a logiczne, tożsamość, korzenie..

czy prąd podtrzymujący radio, w którym gra się złote przeboje, ma coś wspólnego z radiem, ze złotem, z przebojem?

nie sądzę.

słowem,

wielki krok dla społeczności romskiej, niewielki dla kinofilskiej.

nie chciałbym być złośliwy, ale dziesięciominutowy portret cygana z Listów z Wilczej talwara jest bardziej przejmujący, realny, wybrzmiewa donioślej, niż wydumane koloryty duszy chaplinowskiej.

a to dopiero początek..

nagle zjawia się johny depp, nie wiadomo po co - to znaczy wiadomo, bo w Człowieku który Płakał johny zagrał roma - klepie jakiś cytat i że wciąż chłonie koczowniczy fluid transportowy poprzez stojący u niego w ogródku karawan..

potem zjawia się sam (none other than) emir kusturica - ten od Czasu Cyganów, wiecie, rozumiecie, znajecie, panimajecie - i też coś tam gada: o fundamentalnych aspektach cygańskiej natury, o echach cygańskiej muzykalności, o chaplinowskich a nieustannych wreszcie zmaganiach z nieznającym sprzeciwu prawem powszechnego ciążenia..

(tutaj obowiązkowo wjeżdżają obrazy, zrazu scena z Cyrku - włóczęga na linie, potem chaplinowska gadka wdupokopaczka, abyśmy się wszyscy wznosili ku górze) (wskutek niemożności wznoszeniu się w dół) (naprawdę) (nie żartuję) (tak tendencyjnie to jest montowane)

potem zjawia się sam (none other than) jackie, jackie chan, za nim whoopi goldberg, za nią donald trump, za nim tymon tymański taborem z kurami, za kurami sznurem drobią kanadyjscy saneczkarze z międzynarodowego zrzeszenia saneczkarzy w ottawie i - nie uwierzycie, ale - wszyscy to cyganie!

potem jakiś flamenkowiec mówi co następuje:

wierzę, że wszyscy geniusze ulepieni są z jednej gliny. najważniejsze to pokazać, kim naprawdę jesteśmy.

przy czym jest raczej oczywiste, iż to ów owo rzeczone "kim naprawdę jesteśmy" nie odnosi się do bycia polakiem, żydem czy cyganem, lecz - do czegoś niewidzialnego, ponad podziałami. jednym słowem czegoś, o czym twórcy najwyraźniej trochę zapomnieli.

a może wszyscy jesteśmy cyganami, tylko o tym nie wiemy?

pod koniec taka opowieść, fakty autentyczne:

oto trumna z chaplinem zostaje skradziona, ciało chaplina pochowano gdzie indziej.

gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie

(w ogrodzie, pod karawanem johny'ego deppa najprawdopodobniej) (w czternastej minucie seansu widać, gdzieś pomiędzy obrotnicą a wypustem dyszlowym, wyraźnie się odznacza usypany kopczyk)

twórcy podłapują: że nie ma chaplinowskiej powłoki cielesnej, dziwnym raczej nie jest - toć to rzecz znamienna dla kultury cygańskiej! bo przecie z cygana wieczny tułacz, wojażer, którego nigdzie i nigdy - nawet po śmierci - nie można przyszpilić..

fajnie, ale jeśli tak - dlaczego przyszpilamy trampa do konkretnej diaspory?

jest to trochę nielogiczne, a nawet nieco bardziej: oto z jednej strony mówimy - my, dzieci i wnuczęta, dumnie ogłaszamy - nasz ojciec nie był komunistą! nasz ojciec był artystą, wolnym duchem, humanitarystą. po prostu przelepiono mu łatkę działacza partyjnego, bo tak było wygodniej temu czy tamtemu..

tak mówimy, w obronie niejako stajemy, a potem: sami przyklejamy łatkę swemu ojcu, tylko trochę inną - bardziej subtelną, poprawną - nie wiadomo po co.