„Chciwość” to film, któremu nie wróżę sukcesu kasowego. Na pewno jego twórcy nie brali pod uwagę gustu typowego amerykańskiego widza, którym, według zapewnień Woody’ego Allena, jest 14 – letni Portorykańczyk. Jestem zdania, że osoby, które dobrze bawiły się na „Incepcji” i „Avatarze”, w tym przypadku nie znajdą dla siebie zbyt wielu atrakcji. Z pewnością też nie dla takich filmów jak pełnometrażowy debiut J.C. Chandora stworzono technologię 3D. Z jakim filmem mamy zatem do czynienia?
Na pewno nie jest to typowy film hollywoodzki. W trakcie seansu zastanawiałem się, z czym kojarzy mi się ten emocjonalny i wizualny chłód, dystans, powolne tempo narracji, a także brak forsownych manipulacji sympatiami i emocjami widza. Na pewno kino europejskie, na pewno nie to najnowsze. Wreszcie znalazłem – Krzysztof Kieślowski. Przede wszystkim film „Niebieski”, w mniejszym stopniu „Czerwony”. Nie jestem jakimś szczególnym fanem filmów Kieślowskiego, ale miło zaskakuje odnalezienie takiej właśnie analogi w przypadku nowości z USA.
Opowiedziana przez J.C. Chandora historia jest niewątpliwie interesująca. Oto mamy wielki bank inwestycyjny (zapewne wzorowany na osławionym Lehman Brothers) w przeddzień kryzysowego tąpnięcia w 2008 roku. Wiadomo już, że napompowane do granic absurdu ceny nieruchomości zaczynają spadać. W międzyczasie ryzykowne kredyty hipoteczne powiązano w poręczne pakiety i z inną etykietą wypuszczono w świat, jako całkowicie nowy i zupełnie pewny produkt. Szefowi „z samej góry” mechanizm ten jest w którymś momencie łopatologicznie wytłumaczony - z korzyścią i dla niego, i dla widza. W takim momencie trzeba szybko zdecydować: sprzedajemy śmieci – dopóki są jeszcze cokolwiek warte, czy zachowujemy się fair i zostajemy z ręką w nocniku? Obydwa wyjścia to katastrofa, ale to pierwsze pozwala przynajmniej w ostatniej chwili zebrać z rynku ostatnie, przedkryzysowe miliony. Chociażby za cenę reputacji, wiarygodności, etc.
Charakterystyczne, że im szczebel decyzyjny wyższy, tym decyzja o brudnej grze zapada łatwiej. Wątpliwości najmłodszych stażem pracowników częściowo podzielają ich szefowie średniego szczebla, ale już „szef szefów” wykazuje zdecydowanie godne czekisty, zręcznie korzystając z takich narzędzi jak kij, marchewka i kozioł ofiarny. W roli bezdusznego twardziela nie widziałem Jeremy’ego Ironsa od czasu „Domu dusz”. Tutaj wypadł równie przekonująco. Z kolei jako sprzedawca z sumieniem bardzo dobrze sprawdził się niezawodny Kevin Spacey. Natomiast nerwowa, hamująca agresję Demi Moore prezentowała się jak ciemnowłosa wersja Moniki Olejnik. Pozyskanie takich gwiazd do skromnej produkcji za 3 mln. USD niewątpliwie jak najlepiej świadczy o debiutującym reżyserze.
Mam nadzieję, że pewna ascetyczność filmu nie wynika tylko z ograniczeń budżetowych. Tę nieczęsto spotykaną powściągliwość, skupienie – można przecież z powodzeniem nazwać klasą. Praktycznie cała akcja dzieje się w typowym biurowcu – nowoczesnym i zimnym. Nie oglądamy żadnych wycieczek zapracowanych tatusiów z ich uroczymi dziećmi na niedzielny mecz softballu. Pracownicy różnych szczebli są zwalniani – ale nikt z nich nie jest nieuleczalnie chory ani nie ma niepełnosprawnego dziecka na utrzymaniu. Nikt też nie popełnia samobójstwa ani nie dostaje zawału. Żaden z maklerów nie zaprzyjaźnia się nawet ze strażnikiem czy sprzątaczką, którzy by go żegnali ze łzami życząc szczęścia, gdy wędruje do wyjścia z pudełkiem pospiesznie spakowanych rzeczy.
Za ten brak zbędnych efektów wizualnych i emocjonalnych należą się reżyserowi wyrazy uznania. Podobnie jak za interesujące opowiedzenie interesującej historii, co tylko na pozór jest łatwe i oczywiste. „Chciwość” to dzieło wyważone, spójne, świetnie zagrane, z naprawdę niebanalną muzyką. Pozbawione całego tego szmirowatego zgiełku, wypełniającego po brzegu większość hollywoodzkich produkcji. Dziękuję i proszę o więcej.
Zapraszam na moją stronę http://www.rekomendacje.npx.pl
Miałem wątpliwości czy to jest Preludium Deszczowe ale było grane tak nie po polsku ...
dawno nie oglądałem tak słabego filmu ... dialogi czerstwe i kiepskie, jak również i zdjęcia ... operowanie kadrem,światłocieniem, budowanie planu i przestrzeni na poziomie M jak Miłość... nie ma w tym filmie nic na plus... jedynie Irons zagrał dobrze ... motyw z Kevinem S jest tak żałosny,że nie da się tego udźwignąć ...
dla ludzi, którzy myślą,że są awangardowi, inteligentni, kreatywni i tacy oryginalni i oceniają ten film wysoko i rozpisują się w samych superlatywach proszę o podanie 5 argumentów na plus dla tego filmu... Bo każdy tego typu post zaczyna się od: to nie jest dla fanów zmierzchu, to nie jest dla fanów avatara ani dla ludzi którzy oglądają transformer-sów ...
...
a wykonanie utworu Szopena - istnie komiczne ...
+ dobra obsada i aktorstwo
+ poruszenie ciekawego i ważnego współczesnego tematu
+ to, co napisał kolega wyżej, czyli brak taniego sentymentalizmu, walenie wprost i nazywanie rzeczy po imieniu
+ jak na film, którego akcja dzieje się w ciągu doby w jednym miejscu film jest zaskakująco mało nużący
+ nie wiem jak to się fachowo nazywa... ale chodzi mi o taką "zimną" kolorystykę zdjęc, pasującą do tematu filmu i sposobu jego opowiedzenia
- ... nawet w scenie łopatologicznego tłumaczenia "szefowi szefów" i tak nie zrozumiałam co doprowadziło do kryzysu firmy... jedynie tyle, że jest w tym kryzysie i mają do wyboru - iśc od razy na dno albo wyprzedac wszystko coś przy tym ratując, ale i tracąc twarz
....a tak swoją drogą podobał mi się zarówno Avatar jak i Incepcja :)
-spacey od roku 2000 nie zagral z żadnym dobrym filmie dobrej roli - jednym słowem skończył sie 11 lat temu
demi to już w ogole historia ... poza Ironsem nie powiedziałbym,żeby te kreacje były dobre - co najwyżej przeciętne
- temat pieniędzy, układów, wyrachowania itd.itp o identycznym pokładzie emocjonalnym i merytorycznym jest mnóstwo choćby "firma" gdzie gra Toma dodaje mnóstwo do filmu... a tu? wszystko nijakie i przeciętne...
- film jest totalnie nudny, minutowe dialogi o niczym .... typu:
"- zrobimy to ? ...
- tak musimy ...
- jesteś pewien?
-tak ... nie mamy wyjścia...
- ale ....
- musimy
- zgarniesz swoje granty ble,ble,ble
- dobrze "
masakra ... takich sztywnych i beznadziejnych dialogów dawno nie widziałem ...
-z artystycznego pkt widzenia film jest dnem: zdjęcia, budowanie kadru, przestrzeni,głebi... Było kilka ujęc np: w sali konferencyjnej gdzie postaćw dość duzym wykadrowaniu była bardzo fajnie przedstawiona na błekitnym,intensywnym tle z mocnym rozmyciem drugiego planu....
- jak dla mnie : muł, mchy i wodorosty ;]
- mi się podobała rola Spacey'a w tym filmie ;) Ironsa również, a także "Jareda". Co do Demi, tu mnie również nie ruszyła
- obejrzałam jakiś czas temu pierwszą godzinę "Firmy" i śmiertelnie mnie znużyła ;) ale będę robic 2 podejście
- dialogi jak dialogi, nie są nie wiadomo jak wspaniałe, ale temu zacytowanemu wyżej też daleko do szczytu dna
- jak już wspomniałam, nie jestem fachowcem od "artystycznego punktu widzenia", ale myślę, że przesadzasz ;)
Mi się naprawdę podobał ten film i nie jestem żadnym hipsterem, który udaję że coś lubi a tak naprawdę go to nudzi.
czepianie sie strony artystycznej jest bez sensu. Tym bardziej w dobie filmowanych komiksow. Formalnie od strony roboty filmowej film jest bardzo dobry i kropka. Kamera bardzo ok, podkresla klimat, wiekszosc scen zrobiona z mla GO, to zabieg prosty, ale w tym filmie podkresla atmosfere. Film mimo braku bum buma trzyma w napieciu dosc mocno, pod koniec odrobine zwalnia, ale mozna to wybaczyc. Jesli chodzi o aktorstwo to Specey niezly, Bettany znakomity,(ma tylko jedna slabsza scene) Irons dobry, choc troche przerysowany, Moore jak zawsze drewno.
Natomiast zupelnie ina rzeczy jest wymowa filmu. I tutaj mamy standardowa holyłudzka bajeczke o zlych kapitalistach.
Z punktu widzenia normalnego czlowieka, a nie komunisty, wlasciciel firmy zachowuje sie 100% wlasciwie w momencie kryzysu. Inna sprawa ze madrzejsze instytucje rezygnowaly z gry duzo wczesniej.
zapomniałem treść i rzekome przesłanie filmu jest tak populistyczne,że aż się nie da patrzeć ... Źli,zimni,wyrachowani, cyniczni, interesowni wyrafinowani, zimni, perfidni, zdradliwi, złośliwi, beznamiętni, chłodni, lodowaci, nieprzystępni, obojętni, oschli, oziębli, bezduszni, z kamiennym sercem , nieczuli ludzie, dla których liczy się tylko kasa ... Do tego dodać trzeba problemy ze szczerymi relacjami wobec najbliższych, syndrom niedzielnego tatusia itd.itp.
hahaha :D
mistrzostwo kiczu i powtarzania jakiś wyrytych już głęboko w psychice amerykańskiego społeczeństwa archetypów ...
No nie wiem. Chciwość dobrze pokazuje, że ci "źli, zimni, wyrachowani itp., itd." maklerzy poza pieniędzmi stracili wszystko, z moralnością na czele. Taki Rogers na przykład płacze po śmierci swojego psa, a jednocześnie nie robi nic, by powstrzymać swojego szefa od doprowadzenia do globalnego kryzysu. Seth? 23 lata i jedyne co go interesuje, to zarobki partnerów. Will wydaje 76 tysięcy rocznie na alkohol i dziwki. Może przesłaniem "Chciwości" nie jest właśnie obnażenie wszechobecnego zła wśród bohaterów, a raczej obnażenie ich beznadziejności?
Populistyczne? Chcesz powiedzieć, że maklerzy budują mosty dla ludzi, a nie są to ludzie, którzy się sprzedali za wielką kasę?
Przesłanie jest po prostu prawdziwe, a dialogi realistyczne aż do bólu. Ci ludzie faktycznie tak do siebie mówią. Jedyne co możliwe, że obraz maklerów został zbyt pochlebnie nakreślony. Myślę, że nie byli ciężkimi kretynami, którzy nie zdają sobie sprawy co sprzedają, a oszukują raz - jednego dnia. Myślę, że od początku wiedzieli - byli gorsi niż w filmie.
hmmm... pracowalem w takim banku i moge Ci powiedziec, ze postacie oceniam jako zbyt 'serdeczne'... mysle, ze film 'ocieplono' zeby widownia sie nie pozwracala w czasie seansu... mimo to najfajniejsznym bohaterem w tym filmie, jak napisal Ebert, jest ten pies, ktory zdechl... i to jest nawiekszy problem tego filmu...
Dla zainteresowanych obiektywną wartością tego filmu (zdjęcia, dialogi, aktorstwo) polecam recenzje np. z New York Timesa czy Los Angeles Timesa (pisane przez rzeczywistych, a nie samozwańczych znawców):
http://www.movies.nytimes.com/2011/10/21/movies/margin-call-with-zachary-quinto- review.html?adxnnl=1&adxnnlx=1325178301-MDl1V/rvUkwocAjoUPrF4g
http://articles.latimes.com/2011/oct/21/entertainment/la-et-margin-call-20111021 .
Nowojorski recenzent A.O. Scott pisze m.in.: "And also, above all, admiration for an extraordinary feat of filmmaking. It is hard to believe that “Margin Call” is Mr. Chandor’s first feature". Natomiast dialogi porównuje do osiągnięć Davida Mameta.
Dziwi mnie, że nie zauważyłaś powszechnego zjawiska które dotyczy pewnej grupy filmów, w tym incepcji.
Spora grupa ludzi (niestety spora) nie ocenia filmu na podstawie osobistego ich odbioru, ale często kieruje się tym, jak inni będą ją (tę osobę) postrzegać przez pryzmat opinii jaką dana osoba filmowi, na przykład incepcji, wystawi.
Tak naprawdę incepcja nie podobała się wielu osobom, które twierdzą że to świetny film.
Z prostego względu. Po prostu go nie zrozumiały.
Ale krytycy (którzy go zrozumieli), znajomi (żeby nie wyjść na głupków) mówią, że jest super. Że fabuła git.. no i te efekty specjalne.. mniam!
Następnie taka osoba, po wyjściu z kina sama się przekonuję (autosugestia) że film był super, ale gdyby ją przepytać dlaczego.. nie była by w stanie podać powodu prócz "fajne efekty specjalne" i "di caprio fajnie zagrał i strzelał z pistoletu" )
Szczytem wszystkiego jest film Pi Aronofsky'ego.
Ma ponad 50.000 głosów i średnią na filmwebie 7.6
I niech mi tu ktoś powie że ponad 50% osób które wystawiło mu ponad 5 zrozumiało o co chodzi.
No ale film jest zajebisty! No bo czarno-biały i taki niezależny. "mocne kino".
Trochę to przykre, ale taka jest chyba ludzka natura.
Dlatego bardzo nie spodobało mi się to, że wrzuciłaś do jednego worka Smerfohontaz z takim filmem jak Incepcja, którą przyznając się bez bicia ogarnąłem dopiero przy drugim seansie.
No ale może po prostu jestem głupi...
niestety tak jest ... z resztą zobacz odpowiedź na mój komentarz ... uwaga cytat:
"Dla zainteresowanych obiektywną wartością tego filmu (zdjęcia, dialogi, aktorstwo) polecam recenzje np. z New York Timesa czy Los Angeles Timesa (pisane przez rzeczywistych, a nie samozwańczych znawców):"
ludzie nie potrafią myśleć samodzielnie tylko wiedzą, iż krytycy uznali ten film za arcydzieło to im automatycznie się podoba ...
jest to straszne i chore ... Masa ludzi, którzy uwielbiają Lyncha, braci Coen czy Anofsky-ego,bo chcą być cool ...
Po części sami reżyserzy są temu winni. A raczej system finansowania, czyli producenci ;) Może zostawmy tego Lyncha.. nie wiem skąd on bierze kasę na swoje filmy, ale bracia Coen czy Aronofsky by zrobić coś naprawdę dobrego i ciekawego (np. bracia Coen - rewelacyjny Serious Man (który wciąż mi tkwi w głowie nie wiem czemu), Aronofsky - The Fountain, którego wciąż do końca nie rozumiem.. a po pierwszym obejrzeniu ZUPEŁNIE nic nie rozumiałem - dopiero książkę dalej pojąłem co to motyw "drzewa życia") potrzebują na to kasy. A takie filmy nie sprzedają się dobrze. Więc system kręcenia filmów nawet u takich reżyserów (Nolan też się wlicza! Wydaję mi się, że Incepcja była sporym ryzykiem finansowym, mimo wszystko) wygląda tak: 1 film co się sprzeda, 2 film co się sprzeda, 3 coś co sam chce zrobić. Rozmawiając z Aronofskym trudno było tego nie wychwycić "między wierszami".
dawno nie oglądałem tak kiepskiego filmu...
Mi Coenowie wogole nie podchodzą... jak dla mnie "to nie jest kraj dla starych ludzi" nie zachwyca na tyle, by obdarowac go takim mnostwem oskarów, choć Tommy Lee Jones jak zwykle bardzo dobrze :)
Źródło nadal jest dla mnie nie do przejścia... Obejrzałem,ale nie oceniłem,bo nie ogarniam :)
Incepcja była ryzykiem,ale jednak DiCaprio-który aktualnie jest chyba najlepiej opłacalnym i opłacanym aktorem- daje pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, także rewelacyjne efekty, montaż, zdjęcia zapewniają, iż producenci nie stracą gruntu pod nogami :)
Anofsky troszkę wydaje mi się spopulizował ( o ile isteniej takie słowo) czarny łabędziem ... Sceny lesbijskie, masturbacja Portmanowej .... Jak sama Natalie powiedziała: musieliśmy to nagrać, kto nie lubi oglądać seksu dwóch kobiet?
to już takie elementy typowo pod publiczke ;]
Powiedzmy, że wybieram się do kina i biorę pod uwagę "Chciwość". Czytam recenzję w NYT - piszą, że "Margin Call" jest super (w dodatku z niezłym uzasadnieniem). Zaglądam na filmweb - i widzę, że jakiś juziapinkfloyd, który nie ocenił jeszcze żadnego filmu i o którym nic nie wiadomo (poza tym, że w swoich wypowiedziach głównie flekuje) pisze, że dno. Która opinia jest bardziej wiarygodna - jako wskazówka w kwestii zasadniczej, tzn. warto iść na to do kina czy nie warto?
juziapinkfloyd ma ocenione grubo ponad 1000 filmow, a swej edukacji na uczelni wyższej przerabiał m.in historie kina,teatru itp. ;] mając takie podstawy nie muszę czytać NYT ;] umiem ocenić film ;]
Nie ;] oceny są dla mnie, nie musi ich oglądać każdy ;]
czyżbyś Ty uważał, że każdy chce oglądać jak Ty oceniałeś? <--argument na podobnym poziomie ;]
gran torino,gladiator tez u mnie stoi na 10 ;]
Eh... Edukacja na uczelni nie czyni Cię krytykiem nieomylnym. Ja sam piszę recenzję BEZ edukacji na uczelni wyższej, i szanuję fakt, że innym mógł się podobać chociażby Avatar, dla mnie kompletny badziew.
a czy ja nie szanuje? czy mowie,ze jestem nieomylny?
mowie,ze chce i potrafie ocenic film sam ;] z reszta kazdy moze wydac wlasna ocene ;]
Krytyka zawodowców, hehe, też mi dobre. Bo to niby oni muszą się zajebiście na wszystkim co z kinem związane znać pffff.
Wydaje się, że kino na ogół tworzy banalne obrazy. Ważne jest jak umiejętnie tę banalność czy oczywistość się przedstawi.
Ot recepta na całe zło.
Arkanadien, to zjawisko o którym piszesz to po prostu snobizm i oczywiście je dostrzegam. Dostrzegam również zjawisko jeszcze bardziej irytujące, tzn. krytykowanie wartościowych filmów tylko po to, żeby poczuć się lepiej ("jaki wybitny umysł, co za gust, co za smak - nic mu się nie podoba" - cytat z Woltera). Mogę napisać tekst na sześć akapitów, szczegółowo wyjaśnić jakie elementy filmu przypadły mi do gustu i dlaczego, a takiego juziapinkfloyd nie przekonam nawet o tym, że film autentycznie mi się spodobał. Trudno, niech tam poczuje się lepiej z tą swoją mantrą "dawno nie oglądałem tak kiepskiego filmu".
a czemu biedny człowieku nie mozesz zrozumieć, że komuś się może ten film nie podobać? Tylko uznajesz, że do mnie odnosi się ten Twój cytat ? "krytykowanie wartościowych filmów tylko po to, żeby poczuć się lepiej " hm?
i czemu piszesz? "Trudno, niech tam poczuje się lepiej z tą swoją mantrą "dawno nie oglądałem tak kiepskiego filmu". nic o mnie,nie wiesz i lepiej,żebyś nie wiedział,bo by wyszło na jaw,że Ty wraz ze swoimi recenzjami opierajacymi sie na tym co przeczytales u kogos innego nie masz zadnej wiedzy technicznej o nagrywaniu filmow itd.itp.
po drugie "krytykowanie wartościowych filmów " ? nie jest dla mnei to film wartosciowy, patrzac na ogolna ocene, wiekszosc ludzi też tak uważa ...
...
ale nie... lepiej sie poczuc lepszym,fajnym i powtarzać bzdety z NYT - który jest najbardziej populistyczna i sterowana gazeta w USA ;] i najeżdżać na wszystkich, którzy mają inne zdanie ;]
Świadczy to tylko i wylacznie o Twoim poziomie ;]
JA nie pisze nic o Tobie,a pisze o filmie ;] Ty nie umiesz napisac o filmie nic konkretnego i madrego, więc zaczynasz atakować osobę ...
Przykre ...
Może zaprezentuj "pełnowymiarową" recenzję swego autorstwa? Skoro Ty umiesz pisać "mądrze i konkretnie", a ja nie, chętnie przeczytam. Może się czegoś nauczę?
A co do "wrzucenia do jednego worka" "Incepcji" i "Awatara" postąpiłem tak ze względu na jedną wspólną cechę tych filmów, w obydwu zasadniczą - megawidowiskowość. Brakuje jej niewątpliwie w "Chciwości", która oferuje niemal klasyczną trójjedność czasu, miejsca i akcji.
popatrz co napisałeś " która oferuje niemal klasyczną trójjedność czasu, miejsca i akcji. "i pomysl ? co to wnosi do wartosci merytorycznej filmu i ile to ma wspolnego z zasada trojednosc z tragedi antycznej ;] Chyba,ze jedność miejsca dotyczy całego miasta ;]
juziapinkfloyd pisze ...a swej edukacji na uczelni wyższej przerabiał m.in historie kina,teatru itp. ;] mając takie podstawy nie muszę czytać NYT ;] umiem ocenić film ;]
Mam nadzieję, że to prywatna uczelnia i piszący takie ,,zdanka" sam ponosi koszty pobytu w placówce oświatowej.
A tak na marginesie.
Czy świat nie był by wspaniały gdybyśmy wszyscy na zajęciach z kina i teatru pozjadali wszystkie rozumy?
Chyba nie.
Żeby dobrze zrozumieć kino (a to tylko pierwszy krok) trzeba znać choć trochę kulturę kraju w którym powstaje, mentalność społeczności, odrobinę historii, nauk politycznych i medioznastwa.
A to pierwszy krok ku drugiemu który jest bardzo subiektywny i w którym na film patrzy się przez pryzmat własnych doświadczeń. Nie tylko filmowych.
Jak można napisać? "a swej edukacji na uczelni wyższej przerabiał m.in historie kina,teatru itp. ;] mając takie podstawy nie muszę czytać NYT ;] umiem ocenić film ;]"
jak to jak? normalnie ... Znajać historię kina, wybitnych twórców, zmiany jakie zachodziły, nowe gatunki, które się rodziły, nowe nurty... znając charakteryste, przyczynę powstawania nowych, innowacyjnych, różnego rodzaju gatunków...
Oglądając filmy od "dzikość serca" przez "za garść dolarów", "pies andaluzyjski" do "łowcy andreoidów" czy "przyjezdza orkiestra" lub "jabłka adama", a także znając podstawy budowy filmu można spojrzeć na film i ocenić go samemu ... nie sugerować się opinią krytyków, mediów,gazet czy komentarzy ...
z resztą każdego tego typu szukanie informacji o danym filmie przed obejrzeniem go w automatyczny sposób zabiera subiektywność oceny ...
Nie mówie,że pozdjadałem rozumy ;] napisałem co myślę na temat filmu i tyle ;] to niestety ja zostałem zaatakowany,bo skrytykowałem tak wielkie dzieło ;]
Czyli według Ciebie ktoś kto widział mniej filmów niż ty i nie miał zajęć z historii kina ma mniej racji i jego zdanie jest mniej ważne niż kogoś takiego jak ty, tak?
Nie możesz oceniać obrazów (znaczy możesz,ale ta ocena będzie właśnie tyle warta) Daliego, Giotta czy malowidełem z groty lascaux nei znając kultury, światopoglądu, świadomości społecznej i miliona innych czynników... podobnie jest z filmem ... mozna stwierdzić czy mi sie podoba czy nie... nie mając żadnych podstaw i wiedzy muzycznej cięzko ocenić grę Paco Di Lucii czy Ala di Meoli ... znając harmonie muzyki, grając na jakimś intrumencie, znając choć trochę muzykę można ocenić czy jest to dobry utwór czy nie.... nie mając takich podstaw ocena jest na zasadzie: PODOBA MI SIĘ ... NIE PODOBA MI SIĘ ... nie można stwierdzić czy jest to dobra muzyka czy zła nie mając pojęcia na temat histori i teori muzyki ;] to samo dotyczy filmu,poezyji, rzeżby i innych gatunków sztuki ... Ja na filmie się nie znam ... mam jako taką wiedzę, ale niezbyt zaawansowaną...
Więc piszę co myślę i tyle ;]
Bardzo błędne przekonanie.
Każdy ma prawo oceniać wszystko jak mu się podoba.
Mamy wolność słowa.
Poza tym w sztuce chodzi o emocje a nie techniczne niuanse.
A jak ktoś zna jakieś "kruczki" to cieszę się jego radością, że potrafi spojrzeć na dane dzieło inaczej.
Ale czy jest przez to lepszy od innych?
Czy ludzie dzielą się na gorszych i lepszych?
Niemcy przed i w czasie wojny byli o tym przekonani.
A podważanie czyjegoś zdania stwierdzeniem "bo się nie znasz" a nie merytoryczną dyskusją obnaża tylko słomę wychodzącą z butów.
A może czyjaś ocena sprawi, że na coś spojrzysz z innej perspektywy i dostrzeżesz coś nowego?
Nie myślałeś o tym?
Z jakiegoś powodu ludzie czytają...
nie napisałem,ani razu,że ktoś się nie zna ;] to po pierwsze;]
jak napisał jeden z najwybitniejszych polskich humanistów obecnych czasów Waldemar Łysiak w MBC:
nie wiem skąd u ludzi przekonanie,że każdy może oceniać sztukę nie mając o niej pojęcia? Przecież nikt nie staje i nie mówi,że jest znawcą fizyki molekularnej? Żeby oceniać sztukę trzeba mieć do tego podstawy ..."
Tak więc to właśnie napisałem ;]
kazdy moze pisac co uwaza - dlatego tez ja napisalem co uwazam - wiec dlaczego mnie atakujesz?
skoro jak wszyscy inni wyrazam swoje zdanie? czemu nie dajesz mi tej WOLNOSCI SLOWA i krytykujesz to co pisze? hmm?
Oczywiście,że każdy może pisać co mu się podoba, a ja mam prawo wybierać czyja wypowiedź jest wartosciowa a czyja nie ;]
jak napisał jeden z najwybitniejszych polskich humanistów obecnych czasów Waldemar Łysiak w MBC:
nie wiem skąd u ludzi przekonanie,że każdy może oceniać sztukę nie mając o niej pojęcia? Przecież nikt nie staje i nie mówi,że jest znawcą fizyki molekularnej? Żeby oceniać sztukę trzeba mieć do tego podstawy ..."
Tak więc to właśnie napisałem ;]
kazdy moze pisac co uwaza - dlatego tez ja napisalem co uwazam - wiec dlaczego mnie atakujesz?
skoro jak wszyscy inni wyrazam swoje zdanie? czemu nie dajesz mi tej WOLNOSCI SLOWA i krytykujesz to co pisze? hmm?
Oczywiście,że każdy może pisać co mu się podoba, a ja mam prawo wybierać czyja wypowiedź jest wartosciowa a czyja nie ;]
A wiesz co powiedział jeden z największych humanistów wszech czasów Sokrates?
Proponuję więcej pokory, studenciku.
Do esforty: skoro na uczelni nauczyli juzia że po ich szkole jest już tak mądry, że nie musi czytać, co piszą inni - to faktycznie raczej nie była to krakowska ASP.