Jeśli celem grajka odpowiedzialnego za ów gniot było ukazanie jak NIE ROBIĆ filmów, wyszło perfekcyjnie.
W przeciwnym razie polecam powrót do jęczenia na scenie.
W filmie sknocono dosłownie wszystko, począwszy od ścieżki dźwiękowej która jest koszmarna, poprzez scenariusz który powala swoim idiotyzmem, kończąc na dennym aktorstwie.
Jedyną akceptowalną rolą jest wcielenie Crowleya na samym początku, jednak pojawia się tutaj jedynie przez kilka minut.
Shrapnel idealnie pasuje do roli Olka, czego nie można powiedzieć o odrażającym Callowie mającym portretować opętanego przezeń profesora.
Serio, bardziej obleśnego typa tam nie mieli?
No i jeszcze smaczki w stylu defekacji na stół, serio? Jeśli celem filmu było zrobienie z Crowleya kompletnego pajaca, oblecha i dysmózga to cel osiągnięto.
Życzę autorom tego arcydzieła by Bestia rozliczyła ich za skalanie jej imienia, tyle.
/Edit: No i gatunkowo też mam trochę problem by ten twór sklasyfikować.
Ni to horror, bo strachu tu absolutnie brak, ni to śmieszne, trzymające w napięciu czy mądre, zatem "gatunek: gniot" wyczerpuje temat.
W grobie się nie przewróci, bo go skremowano :)
Poza może kilkoma pierwszymi minutami film katastrofa.....
Co do filmu, faktycznie nie powala, natomiast obawiam się, że ze swoim dorobkiem artystycznym nie sięgasz pięt "jęczącemu na scenie grajkowi".
Jeśli ktoś jest słabym scenarzystą, to nie znaczy, że jest słabym muzykiem. I na odwrót - lubię Iron Maiden, ale to nie znaczy, że od razu muszę wychwalać ten film. I trochę się spóźniłeś z tym ,,W przeciwnym razie polecam powrót do jęczenia na scenie.", bo Dickinson do zespołu wrócił pod koniec lat 90 :)