Bo ten niestety niemiłosiernie operuje smyczkiem na skrzypcach jakby piłą ciął drewno. Mnie to okropnie przeszkadza. Zwłaszcza dlatego, że tuż przed tym oglądałem film o Paganinim, którego grał David Garret, profesjonalny skrzypek ale aktor amator.
W sumie ciekawa historia, ale mnie się lepiej czytało artykuł biograficzny o bohaterze filmu w Wikipedii niż oglądało ten film.
Każdy ma swoje preferencje – jedni wolą perfekcję techniczną, inni emocje i historię. Ale jeśli jedynym kryterium oceny filmu miałaby być wirtuozeria smyczka, to chyba większość biografii muzycznych powinniśmy od razu spisywać na straty. Na szczęście kino to coś więcej niż konkurs skrzypcowy.
Ech, nie, tu nie chodzi o wirtuozerię. Tu chodzi o jakiekolwiek podstawowe obycie z instrumentem. Nawet na poziomie kółka muzycznego w normalnej podstawówce, a nie szkole muzycznej.
Dla porównania: np. zatrudnienie niepiśmiennego aktora w filmie, gdzie bohater dużo pisze w języku innym niż zna aktor. Trzeba się wtedy postarać o dublera rąk, albo popracować nad ujęciami tak, aby nie było bezpośrednio widać, że małpuje pisanie odręczne.
Jest np. wiele filmów o pianistach, gdzie aktor lub aktorka grający bohatera mają specjalnego dublera/dublerkę rąk w scenach grania na fortepianie. Często nawet wtedy wymieniają personalia dublera/-erki w napisach końcowych. Jest tego długa tradycja.
Jeszcze inny przykład to Mickey Rourke grający postać między innymi hakera komputerowego w filmie bodajże Iron Man 2. Facet się postarał, żeby zbliżenia jego rąk na klawiaturze i myszy wyglądały jak kogoś, kto dużo pracował na komputerach. Ludzie mają różne opinie o M.R. ale chyba nikt mu nie odmawia profesjonalizmu w jego rzemiośle.