Nigdy nie przepadałem za musicalami, wszystkie miały zawarty w sobie ten wątek niedorzeczności i głupoty, który mnie od zawsze drażnił. Nie brak go także w "Chicago", ale absolutnie mi to w nim nie przeszkadzało. Stwierdziłem, że jest to nieodzowna część musicalu, która nadaje mu charakterystyczny klimat. W dobie mojego zachwytu "Władcą pierścieni" traktowałem ten film jak wroga, nawet zanim go obejrzałem. W końcu stwierdziłem jednak, że jeśli wygrał tyle tych nagród to z pewnością nie za nic. Obejrzałem i stwierdziłem, że naprawdę większość z nich mu się należała. Świetna Catherine Zeta-Jones, całkiem nieźli Renée Zellweger i John C. Reilly (Richard Gere niczym mnie nie zachwycił, ale pewnie dlatego, że go nie lubię), ciekawa scenografia i kostiumy, montaż na najwyższym poziomie, a przede wszystkim świetna muzyka i piosenki spowodowały że trwający niemal dwie godziny film obejrzałem "jednym haustem" nawet przez chwilę nie czując znudzenia czy zniecierpliwienia. Mój ulubiony musical naprawdę godny uwagi!! Zasłużony Oscar za film roku.