...a moze była tam od zawsze??? Takie mozna odniesc wrażenie po kinowym seansie "chiCago", ale również...telewizji, radia, prasy, internetu. O rozrywkowości tegoż filmu wypowiedziano już chyba wszystkie "achy" i "Oochy" więc dodam tylko, że rozrywka na bardzo dobrym poziomie. Jednak poza rozrywką staram się odszukać w filmie głębie, bo prawie każdy film ją posiada (zupełnie jak człowiek) tylko róznie to bywa z jej przekazaniem czy zauważeniem. I tu niestety rozczarowanie. Oprócz wokalno-tanecznych wstawek mamy okazje (z dużą dawką ironii) spoglądać na społeczeństwo żerujące na ludzkim nieszcześciu, tragedii, a jednocześnie będące głupim i podatnym na wszelkie manipulacje, kłamstwa w żywe oczy, niesprawiedliwość, dużym jednokomórkowym tworem. Z filmu wynika (słusznie???), że świat stacza sie coraz szybciej przez takie wartości jak żadza władzy, nienawiść, głupota, nieczułość i egoizm. To wszystko jest podane w bardzo łatwej i dostępnej formie (chociaż to zjawisko ma kilka smaczków) jak np. bohaterowie na czele z Roxie, Velmą i Billym, czy w scenach z kukielką i marionetkami oraz salą sądową jako cyrkiem. Ta przystępność i wtórność tematyczna są w moich oczach zgubne dla tego filmu, który za kilka lat będzie kolejnym przeciętniakiem, kolorowym opakowaniem z szansą na ambicje. Szkoda. Mimo to bardzo przyjemnie oglądało mi się tą czarną komedie, na której śmialem się nieraz do rozpuku, a powinienem płakać...Tak to już jest z czarnym humorem ;))