Ciekawy z uwagi na formę - dokumentu, czy raczej z uwagi na treść mocumentu o poszukiwaniu w
Afryce rośliny mającej być lekiem na uzależnienia, oczyszczeniem. Za dużo jednak chyba parodii i
satyry, hipisowskiego podejścia przemieszanego z nagłą próbą filozofowania o potrzebie
odnalezienia boga, kulturowego rozwoju... nie mogę pojąć o co chodziło twórcy. Stawiam jednak na
zabawę niż powagę. Będę się przyglądał ścieżce dojrzewania twórcy
Co innego jest pokazanie a co innego przyczynienie się do niej. Ciekawe dlaczego ci idioci nie wyjaśnili tegoo dlaczego tenczłowiek sięnie oobudził. Poprostu ups stalo się a show must go on. Z resztą o czym jest ten film? O beznadziejnych dupkach, którym ktoś dał kasę na film (nie wiem co kierowało tą osobą), o tym jaką to nirvane można osiągnąć przy okazji brania dragow. No i mamy "mistyka", który codziennie rano opija się własnym moczem i "pseudo muzyka" (z naciskiem na pseudo), którzy prawią do kamery jakieś głodne kawałki o niczym. A jakby ktoś ich tam zabil, albo przynajmniej nieźle oklepal michy (na co w pełni zasłużyli) to w świat by poszła informacja, że Gabon to taki dziki i niebezpieczny kraj, bo napadli biednych filmowców. Stąd uważam ten film to jeden wielki shit, właśnie dlatego, że to co zostało w nim pokazane nie jest fikcją... niestety.
Z tego co pamiętam, wyjaśnili że umarł od choroby.
Dokument nie spełnił wymagań, nie pokazał czy iboga pomaga leczyć uzależnienia. Ludzie, którzy w tym uczestniczyli to były "poyeby", sam autor tak ich określił na początku, więc niczego innego nie należało się po nich spodziewać. Jednak to wszystko co tam pokazali, było tak do bólu autentyczne i prawdziwe, jak w żadnym dokumencie. Porąbane, zabawne, surrealistyczne, zawsze jednak bardzo prawdziwe. To były ćpuny. I to hardcorowe. Ale po to chyba dotarli do gabońskiej dżungli, żeby się wyleczyć z nałogu. Co się ostatecznie nie udało.
Nie było mowy o żadnej chorobie (niby skąd ci idioci mieli to wiedzieć), podejrzewam, że dali mu któreś z "cudownych lekarstw" które przywieźli ze sobą, tyle! Co do autentyczności przechodzącej w surrealizm, to moje odczucie było zupełnie odwrotne. Cały film był "szpanem" osób w nim występujących (wyciagnieci z ciemnej pupy nagle poczuli się wielkimi gwiazdami), a że to degeneraci więc popisywali się piciem moczu , paleniem forsy itp. Nie zgadzam się, że eksperyment się nie udał,tylko w sumie go nie przeprowadzono, bo nie potrafili przejść 10 km przez dżunglę (to co potem odstawili to był namiastka tego co miało być). To coś wygrało konkurs filmów o sztuce na Nowych Horyzontach, chyba za tego pajaca z mandolina, albo jury zauważyło, że to jednak jest wielka sztuką zrobić takiego gniota na dodatek kosztem czyjegoś życia, bo ja tam żadnego innego związku ze sztuką nie widzę.